Decyzja o wspólnym starcie PSL-u i Polski 2050 rozjaśnia kwestię tego, w jakim szyku opozycja pójdzie do wyborów. Najprawdopodobniej zobaczymy trzy opozycyjne listy – Lewicy, PO i PSL+PL 2050. Dla fanów pomysłu jednej listy taki układ to zawód, bo oznacza, że nie będzie dodatkowej premii wynikającej z systemu D’Hondta.
Z kolei krytycy tej koncepcji podkreślają, że proste sumowanie elektoratów nie działa w tak banalny sposób, jakby chcieli tego zwolennicy wspólnego startu, bo nie uwzględnia tego, że jedna lista może część elektoratu zniechęcać i utrudnić kampanię.
Niezależnie od tego, kto w tym sporze ma rację, jedno jest pewne. To nie liczba komitetów jest największym problemem opozycji. W ostatnich miesiącach game changerem okazał się odpływ jedynej „płynnej” części wyborców od Polski 2050 do Konfederacji.
Taki zwrot oznacza, że wymarzony scenariusz opozycji „demokratycznej”, czyli wspólny rząd PO-PSL-PL 2050-Lewicy, staje się coraz mniej prawdopodobny. Nie jest to nierealne, bo do wyborów jeszcze wiele może się zdarzyć, ale dziś należy uznać, że nie jest to scenariusz bazowy jak jeszcze kilka miesięcy temu.
Wszystko wskazuje na to, że PiS ponownie wygra wybory. Choć do nich daleko, to nie wydaje się, aby miało być inaczej. PiS-u nie zatopił ani COVID, ani inflacja, ani wojna, ani kolejne reportaże o pedofili w Kościele. Obóz władzy przetrwał najsilniejsze wiatry we względnie dobrej formie.
Choć do sondażowych peaków jeszcze trochę zostało, nic zapowiada, aby PO miało realne szanse wyprzedzić PiS. Głowna teza o Donaldzie Tusku potwierdziła się. Okazał się on zarówno ratunkiem przed zatonięciem, jak i blokadą przed dalszym wzrostem.
W efekcie, jeśli nic przełomowego się nie stanie, na stole mamy dwa najbardziej prawdopodobne scenariusze. Pierwszy to koalicja PiS-u z Konfederacją. Drugi to rząd mniejszościowy PiS-u. Można wskazać również trzeci scenariusz, czyli kolejną samodzielną kadencję obozu Zjednoczonej Prawicy, ale przy obecnych trendach jest to tak samo mało realne jak samodzielne rządy PO-PSL-PL 2050 i Lewicy.
Wobec tego partie, które liczyły na udział w koalicji, powinny dokonać strategicznej kalkulacji. O ile w przypadku PO i Lewicy alternatywy za bardzo nie ma, to już dla koalicji PSL-PL 2050 plan B nie powinien być wykluczony. Jak on brzmi? Wspólna koalicja PSL-Polski 2050 i PiS-u.
Jeśli weźmiemy pod uwagę obecne emocje, szczególnie „antypisizm” Hołowni, wydaje się to mało prawdopodobne. Istnieją jednak przesłanki, że takie ćwiczenie z wyobraźni politycznej warto wykonać. Co więcej, taka koalicja dla republikańsko zorientowanych wyborców dbających o jakość rządów miałaby więcej zalet niż inne dostępne alternatywy.
Zachęcam do lektury…