Kolejny film o Kościele i religii, lecz tym razem bez spłycania, bez antyklerykalnych obsesji i niemądrych pouczeń. Opowieść o tym, że ktoś nie całkiem dobry może innym ludziom przynieść dobro. Że to dobro może zakiełkować, pozostać, a nawet przełamać rutynę, uprzedzenia, nienawiść. powstał obraz uniwersalny, opowieść o każdym.
Problem jest zawsze i wszędzie ten sam: brak porozumienia, brak przebaczenia, rozłam, nienawiść. Komasa umieścił tę historię, zresztą opartą na prawdziwym wydarzeniu, w Polsce, ale przecież to jest nie tylko problem polski. Człowiek ma to do siebie, że szuka swojej racji i nie potrafi żyć w jedności, dlatego uważam, że recenzenci piszący o „polskim piekle”, jakie ten film pokazuje, traktują go wyjątkowo powierzchownie. Uniwersalne przesłanie Bożego Ciała jest jego wielką zaletą. Ten uniwersalizm, przynióśł mu nominację do Oskara. Jeśli potraktujemy ten film poważnie, to po jego zobaczeniu będziemy wstrząśnięci. Bowiem jak wielu z nas żyje w traumie i potrzebuje oczyszczenia…
Film zadaje wiele pytań. Kim więc jest Daniel? Uzurpatorem? Oszustem? A może właśnie kimś, kto po raz pierwszy mówi tym ludziom prawdę o nich samych? Czyją rolę wziął na siebie? Uwierzył w tę rolę? Terapeuty czy duszpasterza? A może samego Chrystusa? Oczywiście sytuacja jest przewrotna, bo czy poprzez oszustwo, czyli zło, można czynić dobro?
Boże Ciało to film, o którym nie można zapomnieć. Prowokuje pytania i nie daje łatwych i szybkich oraz banalnych odpowiedzi. Bardzo dojrzałe i ważne kino.