Mieszkańcy imigracyjnych osiedli nie czują się Francuzami. Tożsamość naszego kraju nie jest budowana na tożsamości francuskiej i dlatego dochodzi dziś do tego rozkładu – mówił Radiu Watykańskiemu redaktor naczelny katolickiego tygodnika Famille Chrétienne. Bilans po kolejnej nocy zamieszek jest wciąż niepokojący. Na drogach wzniecono 352 pożary, spalono 297 pojazdów, uszkodzono 34 budynki. Wczoraj wieczorem przy gaszeniu pożaru w Saint-Denis zginął 24-letni strażak.
Sytuacja we Francji od dawna jest krytyczna. Ostrzegano, że potrzeba tylko iskry, a dzielnice imigranckie zapłoną. Winni są zarówno mieszkańcy tych dzielnic, którzy nie chcą się integrować, jak i politycy, którzy zgodzili się na masowy napływ migrantów, nie dbając zarazem o ich integrację. Ks. Jean-Marie Petitclerc salezjanin, który od 30 lat zajmuje się imigranckimi dzielnicami we Francji podkreśla, że potrzeba postawy, którą sam ks. Bosco praktykował wobec buntów w Turynie: był łagodnym w słuchaniu i stanowczym wobec niedopuszczalnych aktów przemocy.
Ks. Petitclerc przyznaje, że obecne wydarzenia przypominają zamieszki z 2005 r. Mają też jednak nowe rysy. Nowa jest rola sieci społecznościowych, niższy wiek uczestników zamieszek, wielu z nich ma od 13 do 17 lat, oraz przede wszystkim wyższy jest poziom przemocy. O ile wcześniej starano się unikać konfrontacji z policją, o tyle teraz jest ona świadomym celem ataków i to nawet przy użyciu broni palnej. Świadczy to o faktycznym pogorszeniu sytuacji – mówi francuski salezjanin. Wskazuje on również na nieodpowiedzialne zachowanie dorosłych.
Ten młody Nahel jest nam przedstawiany jako miły, pomocny młody człowiek. A łatwo się zapomina, że prowadził samochód, który nie należał do niego, bez prawa jazdy i że zagroził wielu przechodniom i rowerzystom w ciągu 20 minut poprzedzających jego aresztowanie. I to wszystko jest uważane za prawie, prawie normalne. Mam też za złe niektórym politykom, że apelują, by nie niszczyć szkół, bibliotek, ale nie mówią już: nie atakujcie komisariatów policji, merostw, polityków. Mamy więc do czynienia z prawdziwym brakiem edukacji obywatelskiej. Moim zdaniem bardzo aktualne są dziś spostrzeżenia ks. Bosco, który również zetknął się z przemocą na przedmieściach Turynu. Postrzegał te zjawiska przemocy jako symptom braku edukacji. I myślę, że to jest prawdziwy problem na tych osiedlach. Tam naprawdę brakuje edukacji, a konsekwencją tego jest ta niekontrolowana i niemożliwa do opanowania przemoc.
Młodzi, którzy uczestniczą w zamieszkach to Francuzi obcego pochodzenia. Należą do drugiego czy trzeciego pokolenia. Ich rodzice czy dziadkowie przybyli z Afryki, zwłaszcza z Afryki Północnej. Czują się obywatelami drugiej kategorii. Brakuje bowiem środków, by im pomóc. Policja nie jest tam mile widziana. Nawet wóz strażacki nie może wjechać do takiej dzielnicy, bo zostanie obrzucony kamieniami albo wręcz podpalony, bo dla tych ludzi jest on uosobieniem władzy, która straciła swój autorytet. I jest to zjawisko, które niestety narasta od wielu lat. Od przynajmniej 30 lat potrzeba programów kryzysowych dla tych dzielnic. Kilkadziesiąt lat temu zgodziliśmy się na przybycie do Francji wielkich rzeszy migrantów do pracy, przede wszystkim z Afryki, ale pozwoliliśmy, by istniały i rozwijały się w naszym kraju strefy bezprawia. Francja jest dziś głęboko zraniona przez te strefy. Ja sam żyję w pobliżu takiej dzielnicy. I widzę na przykład, że są tam mamy, które chcą dobrze wychować swe dzieci, ale nie mają środków, nie znają nawet języka. Zdarzają się sytuacje, że dzieci idą do szkoły, a mama nie potrafi czytać po francusku, nie rozumie komunikatów od nauczycieli, a kiedy przychodzi do szkoły, nie rozumie, tego, co mówią nauczyciele. Trzeba pomóc tym dzielnicom, aby były francuskie, aby mogły się zintegrować z tkanką społeczną. Lecz niestety napływ migrantów był chyba w przeszłości zbyt liczny i źle zorganizowano ich przyjęcie. Winni jesteśmy my sami, politycy. Dziś ponosimy tego konsekwencje. W środowisku politycznym od wielu lat mówi się o niebezpieczeństwie wojny domowej. Na szczęście jeszcze do tego nie doszło. Nie wolno używać zbyt wielkich słów. Ale jest prawdą, że takiej przemocy w tych dzielnicach dotąd nie było.
Z powodu trwających w całej Francji od wtorku rozruchów przedsiębiorcy stracili około miliarda euro – oceniła Medef – największa organizacja zrzeszająca francuskich pracodawców. Ucierpi szczególnie turystyka, gdyż odwoływane są rezerwacje.