Demografia to naprawdę ogromny problem. I tu nie chodzi tylko o mieszkania czy emerytury. Infrastruktura, która była zbudowana dla 38mln ludzi, a będzie musiała być utrzymana przez coraz mniejsza populację. Dług publiczny, który będzie coraz większy w przeliczeniu na osobę. Coraz wolniejszy wzrost PKB – przyrost ludności generuje PKB. Rosnąca liczba pustostanów w małych miejscowościach. Mała liczba uczniów, mniejsza konkurencja na uniwersytetach, co się może przełożyć na jakość kształcenia. Wymieniać można tak bez końca. Demografia, zaraz po wojnie, powinna być najważniejszym tematem w dyskusji.

Do kosztów jake musi finansować kurcząca się populacja, dodam rosnące zamiast kurczących się zastępy urzedikow państwa i samorządów. Liczba urzędników na głowę mieszkańca cały czas rośnie i w miarę jak przybywa regulacji będzie ich jeszcze więcej. W 2008 to były 22 urzednikow na 1000 mieszkancow , obecnie dobijamy do 30 . To samo z liczbą członków rządu, która jest rekordowa mimo najszybciej kurczacej się populacji od II wojny światowej. Na nich wszystkich też musimy ciężej pracować.