Często proponuje Wam nie moje teksty. Czy to z lenistwa? Po części tak. Z drugiej strony mam świadomość, jak wiele ciekawych tekstów, tematów nam ucieka, stąd też nie mam oporów, aby Wam je zaproponować do przeczytania i przemyślenia… Dzisiaj kolejny o dzietności Polek.
Obserwując, jak zmieniał się współczynnik dzietności na przestrzeni lat, widać, że był on znacznie wyższy w czasach powszechnej biedy i niedostatku. Patrząc na mapę świata widać prostą zależność – najwięcej dzieci rodzi się w najbiedniejszych krajach afrykańskich. Najwyższy współczynnik dzietności w 2021 roku odnotowano w Nigrze (6,91), Angoli (5,9), Demokratycznej Republice Konga (5,7), Czadzie (5,51), Beninie (5,47), Ugandzie (5,45) i Sudanie Południowym (5,43). Najniższą dzietność w tym samym 2021 roku odnotowały kraje najbogatsze: Korea Południowa (1,09) i Singapur (1,15). Współczynnik dzietności spadł poniżej dwóch nawet w krajach, gdzie dominującym wyznaniem jest islam, takich jak Arabia Saudyjska (1,95), Liban (1,74) czy Zjednoczone Emiraty Arabskie (1,65), mimo że kultura muzułmańska sprzyja dzietności. W krajach Unii Europejskiej współczynnik dzietności wynosi średnio zaledwie 1,5, najmniej na Malcie (1,13) i w Hiszpanii (1,19), a najwięcej we Francji (1,83), Rumunii (1,8), Czechach (1,71) i w Danii (1,68). Nie ma żadnej korelacji między współczynnikiem dzietności, a powszechną zamożnością czy programami rządowymi adresowanymi do rodzin, bo najwięcej na tym polu robiły Niemcy. Bez widocznych rezultatów.
Czy niechęć Polek do rodzenia dzieci utrzyma się? Nie wiadomo. Potrzeba pogłębionych badań socjologicznych, które pozwoliłyby na diagnozę obecnej sytuacji i prognozy na przyszłość. Niewątpliwie wpływ na to zjawisko ma kultura masowa, ale też niebagatelne znaczenie ma wychowanie i to nie w szkołach, ale w rodzinnych domach. Obecnie wchodzące w dorosłość roczniki to drugie już pokolenie wychowane po roku 1989. Rosnące aspiracje rodziców, zwłaszcza jeśli chodzi o dziewczynki, które przygotowywane są do robienia kariery, odnoszenia sukcesów, a nie do roli żony i matki, mają niewątpliwie niebagatelne znaczenie.
Gwałtowny spadek liczby rodzących się dzieci, który można było obserwować w latach dziewięćdziesiątych, jest skorelowany z szybko rosnącą liczbą studentów. W 1991 roku na polskich uczelniach studiowało 390,4 tys. osób, w roku 2002, kiedy to liczba urodzeń spadła do najniższej od wojny wysokości, czyli 350 tys., studiujących było 4,4-krotnie więcej, ponad 1,7 mln osób. Liczba studentów wprawdzie systematycznie maleje, ale wynika to coraz mniej licznych roczników maturzystów, którzy w znakomitej większości chcą studiować. W 2021 roku chęć podjęcia studiów deklarowało 90 proc. maturzystów. Jak podaje GUS, w porównaniu z rokiem akademickim 2010/2011 liczba studentów w roku akademickim 2020/2021 zmniejszyła się o 34 proc. ale, co ciekawe, większość studiujących to kobiety (58 proc.). Nieuniknioną konsekwencją tych skądinąd pozytywnych zjawisk jest późniejsze zakładanie rodzin.
Ambicje edukacyjne kobiet idą niestety coraz częściej w parze z hedonizmem, a posiadanie dzieci, w każdym razie w początkowym okresie ich wychowywania, wiąże się z rezygnacją z przyjemności, wymaga wyrzeczeń. Jak przekonać młodych, zwłaszcza młode kobiety, że posiadanie i wychowanie dzieci to być może najważniejsze zadanie w życiu, które może być źródłem radości i satysfakcji. I może warto by odwrócić kolejność i najpierw urodzić i podchować dzieci, a dopiero potem realizować się zawodowo.
Zapraszam do lektury całości tekstu http://twittertwins.pl/dzieci-2/