Miał być powrót do praworządności, ale nic takiego się nie wydarzyło. Zamiast wstecznego biegu wrzucono kolejny i dociśnięto gaz. Siła prawa przegrywa z prawem siły. Konstytucja po 15 października miała z przedpokoju wrócić do salonu, tymczasem zrzuconą ją do piwnicy. Po wyborach mieliśmy zszyć polskie prawo, a prawna duo-Polska rozkwita. W czasach PiS-u pojawili się neosędziowie, teraz dołączyli do nich neoprokuratorzy, a niedługo być może usłyszymy o neoposłach.
Nowa władza słusznie krytykowała starą, że gwałci trójpodział władzy, ignoruje wyroki Trybunału Konstytucyjnego i nominuje przychylnych sobie sędziów. Ze słusznej krytyki wyciąga niesłuszne wnioski, a przede wszystkim takie, które stoją w sprzeczności z prawem. Nowy rząd sam bowiem decyduje, jakie ustrojowe kroki należy podjąć wobec naruszania prawa przez politycznych przeciwników.
Dokonuje rokoszu, wypowiadając prawne posłuszeństwo poszczególnym instytucjom. Ci sami będący dziś u władzy politycy u progu transformacji ustrojowej uznali, że zaangażowane politycznie sądy PRL-u ze względu na bezpieczeństwo obrotu prawnego będą uznane w III RP. Za czasów PiS-u wyrażali sprzeciw wobec takich działań. W efekcie nowy rząd kieruje się prawem, ale tylko takim, jakie jej odpowiada. Respektuje sądy i izby tylko sobie przychylne.
Co ciekawe, nowej władzy nie przeszkadza brak prawnej konsekwencji. Funkcjonowanie Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych jest nielegalne, ale jeśli ta instytucja stwierdza ważność wyborów, wówczas legalność jest jej czasowo przywracana. Uznano, że wybór Barskiego na Prokuratora Krajowego nie był zgodny z prawem, ale minister sprawiedliwości nie miał problemu z uznaniem jego udziału w procedurze wyboru ministerialnego następcy. Inne decyzje Barskiego pod kątem legalności będą z kolei „poddane analizie”.
To niemal oficjalne zalegalizowanie doktryny „selektywnej praworządności”. Nowa władza nie kryje się z tym, że przepisy prawa wybiera jak potrawy z restauracyjnego menu. Tusk robi dokładnie to samo, za co krytykował Kaczyńskiego. Może jest nawet gorzej. PiS chciał zmienić zasady gry ustawami, nie mając większości konstytucyjnej. Tymczasem nowa władza chce zrobić to samo, ale za pomocą uchwał, opinii prawnych i kodeksu spółek handlowych. Niedługo do tego zapewne dojdą rozporządzenia o mocy dekretów.
Ten prawny „downgrade” rząd uzasadnia kohabitacją z nielubianym prezydentem. Widmo weta wystarczy jako uzasadnienie, dlaczego w Polsce trzeba zmienić hierarchię źródeł prawa. Co ważne, nowa koalicja nawet nie spróbowała porozumieć się z Dudą. Nie przetestowała jego deklaracji otwartości na współpracę chociażby po to, żeby pokazać innym, że miała dobrą wolę.
Rząd publicznie deklaruje, że nie ma to sensu. Prawda jest taka, że nie oferuje współpracy, bo się boi, choć akurat nie odrzucenia propozycji. Wręcz przeciwnie, obawia się, że byłaby przyjęta. A to nie ułatwiałoby rządzenia, tylko je skomplikowało. Prominentny polityk PO zapowiadał, że projekt ustawy ws. zmian w Krajowej Radzie Sądownictwa można przedyskutować z prezydentem, ale „na negocjacje brakuje miejsca”.
Duda ma być ustrojowo zdegradowany jako de facto nieprezydent, notariusz autorytarnego reżimu, a nie partner do dyskusji, którego konstytucyjne kompetencje należy szanować niezależnie od poglądów. Co więcej, wejście policji do Pałacu Prezydenckiego po Wąsika i Kamińskiego pod nieobecność Dudy było także znakiem politycznego upokorzenia. Takie działania wpisują się w operację pozbawienia Dudy „godnościowych podstaw jego prezydentury”.
Polecam całość: https://klubjagiellonski.pl/2024/01/25/dlaczego-pis-nie-mogl-gwalcic-praworzadnosci-a-tusk-moze-bo-nie-jest-prawiaa/