Piotr Koj

Blog

Kilka słów o węgierskich mediach

6 października 2020
Możliwość komentowania Kilka słów o węgierskich mediach została wyłączona

Dekada rządów węgierskiej prawicy to pasmo przeprowadzania kolejnych reform ze zmianą konstytucji na czele. Zmiany na rynku medialnym były jednymi z pierwszych, za które się zabrano. Nic dziwnego. Premier Węgier wielokrotnie przekonywał, że traktuje media jak strategiczny segment i życzył sobie, by udział węgierskiego kapitału w sektorze mediów przekroczył 50%. Argumentacja była oczywista – potrzebujemy przywrócenia pluralizmu – ale czy zasadna?

Naddunajski rynek medialny od początku transformacji ustrojowej dotykały podobne patologie jak w Polsce. Na przykład wiosną 1990 r. aż 17 z 19 węgierskich dzienników lokalnych kupił hurtem niemiecki koncern Axel Springer.

Warunkiem umowy było podpisanie klauzuli, że nowy właściciel zachowa całą kadrę kierowniczą dzienników i bez jej zgody nie zwolni nikogo z zespołu redakcyjnego. W ten sposób po upadku komunizmu większość gazet nadal redagowana była przez komunistycznych dziennikarzy – tylko, że zamiast ochrony partii mieli nad sobą ochronę kapitału zagranicznego. To sprawiło, że „elita medialna z czasów Kadara utrzymała więc dominującą pozycję na rynku także po zmianie systemu”. Nikogo nie powinno dziwić, że „nowe” media ochoczo wspierały postkomunistów przepoczwarzonych z Węgierskiej Socjalistycznej Partii Robotniczej.

Podobnie było w prasie ogólnowęgierskiej. Głównym liberalnym tytułem po 1989 r. stał się dotychczasowy organ prasowy partii komunistycznej, dziennik „Népszabadsag”, który został przejęty przez niemiecki koncern Bertelsmann. Niemcy pozostawili na stanowisku redaktora naczelnego tego samego człowieka, którego mianowało jeszcze w zamierzchłych czasach Biuro Polityczne Węgierskiej Socjalistycznej Partii Robotniczej.

Bliźniaczy los spotkał inne tytuły rozprzedane do takich molochów, jak Axel Springer, Westdeutsche Allgemeine Zeitung, austriacki Funk Verlag und Druckerei, angielski Associated Newspapers i francuski Nice Presse. Koncesje radiowe? Przypadły m.in. Niemcom i Luksemburczykom. Nie powinno więc nikogo specjalnie dziwić, że konserwatywny światopogląd nie był na Węgrzech szczególnie mocno reprezentowany, a gazety prawicowe miały status niszowych. Sam Orban zresztą jako jedną z przyczyn porażki pierwszego rządu Fideszu w 2002 r. wskazywał właśnie brak zaplecza medialnego. Tego błędu więcej już nie powtórzył.

Już przed wygranymi wyborami w 2010 r. opozycyjny wówczas Fidesz miał po swojej stronie dziennik „Magyar Nemzet” i stację telewizyjną Hír TV. Stało za nim jednak wiele mniejszych tytułów, jak chociażby Echo TV – kanał informacyjny o tematyce biznesowej – czy dziennik „Magyar Hirlap”. Tytułami zarządzał od 2005 r. biznesmen, Gábor Széles, który uznawany jest za jednego ze współautorów wielkiego sukcesu Fideszu w wyborach w 2010 r. Tuż po nich przystąpiono do poważnych zmian.

Pierwszym akordem transformacji było przyjęcie ustawy medialnej, do czego doszło nieco pół roku po wyborach. Powołano wówczas Narodowy Urząd ds. Mediów i Komunikacji (NMHH), który przyznaje częstotliwości nadawcom. W ramach urzędu działa także powoływana przez rząd Rada ds. Mediów, której kadencja trwa aż 9 lat. Co ważne, szefa NMHH powołuje prezydent Węgier na wniosek premiera i po (przynajmniej teoretycznych) konsultacjach z organizacjami medialnymi.

Inną ze zmian na rynku medialnym było powołanie Funduszu ds. Misji i Majątku Mediów (MTVA), który zarządza całym dorobkiem mediów publicznych – radia, telewizji oraz agencji informacyjnej MTI. Nie obyło się bez zwolnień. Ta wymiana kadr nieszczególnie powinna nas dziwić. Znamy to doskonale z polskiego podwórka, kiedy przegrane wybory oznaczają, że dziennikarze mediów publicznych natychmiast się pakują – tak było po za każdym razem, gdy zmieniała się władza, niezależnie od tego, czy zdobywało ją SLD, PiS czy PO. Podobne na Węgrzech – media publiczne są łupem każdej kolejnej transformacji politycznej.

Fidesz poszedł jednak dalej. I choć trwało to lata, dopiął swego. W listopadzie 2018 r. powołano Środkowoeuropejską Fundacji Prasy i Mediów (KESMA), zrzeszającego blisko 500 tytułów i niemającego swojego odpowiednika na świecie molocha. Po co? „Należy zorganizować bezpieczne działanie ogólnokrajowych oraz regionalnych podmiotów prasowych, stworzyć im stabilną podstawę i niezależność od zagranicznych ośrodków, by mogły reprezentować system wartości w duchu narodowo-chrześcijańskim” – czytamy w dokumencie założycielskim. Fundacja działa i sprawia, że według niektórych źródeł około 90% publikatorów na Węgrzech jest kontrolowanych przez rząd. Według analiz Środkowoeuropejskiej Fundacji Prasy i Mediów w 2018 r. było to konkretnie: 379 gazet i czasopism, 96 serwisów informacyjnych, 20 kanałów telewizyjnych, 11 stacji radiowych i 3 firmy bilbordowe. Dla porównania w 2015 r. z tych 500 tytułów tylko 31 było związanych z rządem, a 21 jeszcze nie istniało.

Dla zaintersowanych tematem link do artykułu:

https://klubjagiellonski.pl/2020/10/05/domykanie-systemu-jak-viktor-orban-zreformowal-wegierskie-media/

zobacz archiwum wiadomości »

Dodawanie odpowiedzi wyłączone.