Odpowiedź jest łatwa, trzy w jednym. Tyle mogę powiedzieć o zapowiedzi referendum o odwołanie Prezydenta Miasta Bytomia i Rady Miejskiej.
Czy to oznacza, że jestem przeciwko referendum? Oczywiście że nie. Choć bez wątpienia historia referendów pokazuje, że jest to kolejna broń w politycznej walce o władzę.
Tak też traktuję informację o inicjatywie grupy mieszkańców. Dlaczego farsa, kpina i sabotaż? Ponieważ nie zaistaniały żadne przesłanki, aby na rok przed wyborami samorządowymi, organizować referendum. Prezydenta zarządza miastem, Rada Miasta wypełnia swoje obowiązki. Nie znam żadnych zarzutów które mogłyby dyskredytować Prezydenta czy też Radę Miasta, nie toczą się wobec osób odpowiedzialnych za miasto żadne procesy, że już nie wspomnę o ewentualnym areszcie.
Oczywistą prawdą jest, że jeszcze się taki nie urodził, co by wszystkim dogodził. Stąd też naturalną sytuacją jest, funkcjonowanie wśród bytomian grupy osób niezadowolonych. Wśród nich są tacy, którzy to niezadowolenie wyrażają na portalach społecznościowych. Takie ich prawo, choć można mieć zastrzeżenia co do formy.
Przed nami długi proces zbierania podpisów, który wątpię aby zakończył się sukcesem. Nikt z poważnych uczestników życia publicznego miasta, nie powienien się w niego angażować. To strata czasu, sił, a ewentualnie na końcu naszych pieniędzy z budżetu. Jaki ma sens, zmieniać władzę na około pół roku przed wyborami, a zapewne na parę miesięcy. Żaden! Jedyny możliwy efekt, paraliż miasta.
Oczywiście mam świadomość, że cała ta hucpa ukierunkowana jest na próbę sił, być może na wykreowaniu nowego podmiotu na bytomskiej „scenie politycznej”, zapewne też ewentualnych kandydatów na radnych.
Bez względu na wzgląd, nie wróże tej inicjatywie powodzenia na jakimkolwiek froncie, z tych zarysowanych przeze mnie we wpisie.
RÓBMY SWOJE!