Z początkiem lat dziewięćdziesiątych w czasie wakacji pracowałem w Niemczech. Byłem w szoku, kiedy w sklepach czytałem ostrzeżenia przed kradzieżami, w tym w języku polskim z zawiadomieniem o konsekwencjach. Nie minął rok (może dwa) te same informacje pojawiły się, ale już z ostrzeżeniem po czesku. Wiele lat w Niemczech dominował stereotyp o Polsce jako o kraju, w którym łatwo stracić portfel, samochód czy rower.
Czytam TT i co się nagle okazuje? Otóz onet.pl poinformował, że niemieckie statystyki obecnie pokazują coś innego – to nasz zachodni sąsiad ma gigantyczny problem z tego typu przestępstwami. Kradzieży rowerów jest na przykład dwadzieścia razy więcej niż w Polsce. Pojazdów mechanicznych skradziono w zeszłym roku w tym kraju 25,5 tys. – to wzrost o 18 proc.
Są to liczby nieporównywalnie wyższe niż te polskie. U nas w zeszłym roku skradziono ledwie 6,1 tys. aut. Rowerów się kradnie u nas rocznie ok. 13 tys. Nawet biorąc pod uwagę różnice w ludności – Niemcy mają 83 mln mieszkańców, Polska 38 mln – łatwo zauważyć, że to u naszych sąsiadów sytuacja jest zdecydowanie gorsza.
Złodzieje nie kradną rzecz jasna w Niemczech tylko pojazdów. Kradzieży sklepowych było w zeszłym roku 344 tys., a to wzrost o 34 proc. Kradzieży ze włamaniami do domów było natomiast 65 tys., czyli więcej o 20 proc.
Służby sobie wyraźnie z problemem nie radzą. Łącznie wszystkich kradzieży było w zeszłym roku 1,78 mln (więcej o 20 proc. niż w 2021 roku). Rozwiązanych spraw było tymczasem zaledwie 531 tys.
W raporcie niemieckiego resortu spraw wewnętrznych czytamy, że wszystkich podejrzanych o kradzieże było w zeszłym roku 373 tys. 220 tys. z nich stanowiły osoby z niemieckim obywatelstwem.Nie jest więc tak, że za falę kradzieży odpowiedzialni są imigranci.