Wiele ostatnio mówi się na temat kryzysu Kościoła. Ja zadam pytanie, czy to jest kryzys Kościoła, czy kryzys wiary. Zapewne i jedno, i drugie. Ważna jest jednak kolejność. Otóż w mojej ocenie mamy do czynienia przede wszystkim z kryzysem wiary, a z niego wywodzi się kryzys Kościoła, który my przecież tworzymy. Co się na niego złożyło? To długa lista i co najważniejsze, mówimy o procesie, który rozpoczął się 30 lat temu. Czy można jakąś przyczynę uznać za kluczową? Uważam że tak i podpisuję się pod oceną Marii Wanke-Jerie: głównym powodem tego procesu jest wzrost i upowszechnienie zamożności, a co za tym idzie zwiększenie się aspiracji zawodowych i tych dotyczących jakości życia. Sprzyja to indywidualizmowi, koncentracji na sprawach materialnych. Sprzyja wychowywaniu dzieci do egoizmu i hedonizmu. Warto zauważyć, że obecnie rodziny zakładają osoby, które dorastały już w wolnej Polsce. Nie nauczone wyrzeczeń, odrzucające ograniczenia, skoncentrowane na karierze zawodowej i dorabianiu się. To im pokolenie ich rodziców chciało zapewnić lepszy los, niż był udziałem ich samych w szarzyźnie komunizmu. Bezstresowo wychowywani, przekonani, że wszystko im się należy, zaczęli postrzegać Kościół jako instytucję, która swoimi nakazami moralnymi ogranicza im wolność.
Pandemia wraz z restrykcjam, skandale i próby ich zamiatanie pod dywan, próby upolityczniania Kościoła i usytuowania go po jedenej ze stron wojny polsko-polskiej, słabość części duchowieństwa, które nie było (nie jest) w stanie podjąć wyzwań współczesności to tylko niektóre elementy tej „układanki” lub tak zwane przyspieszacze.
A my? Wracamy do Kościoła misyjnego, każdy z nas, ludzi wierzących, musi podjąć misję nawracania, w pierwszej kolejności przez własny przykład.