Oczywiście nie jest niczym nadzwyczajnym ani specjalnie kontrowersyjnym, że pewna część populacji odczuwa pociąg do osób tej samej płci lub w sposób niestandardowy przeżywa swoją płciowość. Na fakt, że takie osoby istnieją i ich przeżywanie płciowości jest w pewnym stopniu niezależne od nich samych, zgodzi się pewnie zdecydowana większość, i to niezależnie od wyznawanego światopoglądu.
Wydaje się jednak, że przytoczona przeze mnie rozbieżność między szacunkami naukowców a autodeklaracjami osób LGBTQ+ sugeruje, że nie da się sprowadzić zjawiska nieheteronormatywności do czysto biologicznej lub psychologicznej tendencji, którą przejawiają jednostki. Wiele osób deklaruje tożsamość LGBTQ+ z powodów zapośredniczonych przez kulturę. I ma ku temu swoje powody.
Przede wszystkim, w niektórych środowiskach bycie LGBTQ+ jest postrzegane jako coś ciekawego, modnego, idącego z duchem czasu. Tzw. osoby cis hetero, a więc po prostu heteroseksualne, postrzegane są jako zwykłe. Bycie zwykłym nie daje szans na wyróżnienie się we współczesnym świecie.
„Niezwykłe” osoby LGBTQ+ niejednokrotnie są także dowartościowywane przez różne instytucje, czego liczne przykłady odnajdziemy m.in. w przemyśle filmowym. Amerykańska Akademia Sztuki i Wiedzy Filmowej ogłosiła, że od 2024 r. o statuetkę Oscara w kategorii najlepszy film będą mogły rywalizować wyłącznie filmy, które powstają przy udziale kobiet, osób o „innym pochodzeniu rasowym”, z niepełnosprawnością fizyczną i intelektualną czy właśnie osób LGBTQ+.
Wreszcie, tożsamość heteronormatywna jest w wielu kręgu postrzegana jako element opresji, instrument tzw. patriarchatu, dlatego wiele osób decyduje się ją porzucić, nawet jeśli nic obiektywnie ich do tego nie skłania. Bycie LGBTQ+ postrzegane jest jako droga wyzwolenia się z opresyjnych społecznych norm, toksycznych wzorców męskości i kobiecości, a także szansa na osiągnięcie szczęścia.
Ciekawy tekst Macieja Witkowskiego
https://klubjagiellonski.pl/2023/01/01/lgbtq-to-ostatni-krzyk-mody/