Chcąc nie chcąc, jestem obserwatorem kolejnej, żenującej odsłony wojny polsko-polskiej. Z przykrością odnotowuje zwiększającą się liczbę wyznawców obu obozów. Zmniejsza się tym samym liczba osób, która potrafi z pewnym dystansem, obiektywnie oceniać sytuację na naszej scenie politycznej, używając do tego rozumu, a nie tylko emocji.
Nie pozwala o sobie zapomnieć marszałek Grodzki. A to umówi się z ambasadorem Rosji, a to Iranu, zaprosi do Polski Komisję Wenecką albo też skonsultuje sytuację wewnętrzną z Werą Jurovą.
Do tego dochodzą zarzuty jakie pojawiły się w przestrzeni publicznej, czy też jak to nazywa sam bohater próba zdyskredytowania jego osoby. Poczekamy, zobaczymy. Przy okazji jedna uwaga, podstawowa weryfikacja w sytuacji postawionych zarzutów, to prostota przekazu. Jeśli ktoś jest fałszywie oskarżany, po prostu wystawia karty na stół, twarde dowody, natychmiast idzie do sądu i na salę sądową zaprasza świadków. Im bardziej przekaz jest skomplikowany, zawoalowany i co gorsze doposażony w tandetne spektakle, tym więcej odgrywający komedię ma do ukrycia.
W wywiadzie dla dziennika.pl marszałek Grodzki, na pytanie I pan chce być tą ofiarą? Odpowiada:
Ja już w pewnym sensie jestem. Doświadczam tego, czego wielu ludzi w Polsce już doświadczało. Doświadczam nienawiści, zorganizowanego hejtu tak, jak w większym stopniu doświadczał Paweł Adamowicz czy ksiądz Jerzy Popiełuszko. To już czystej wody megalomiania, a porównanie do bł.ks. Jerzego to daleko idące przegięcie.
Nie mam wątpliwości, że opozycja, a zwłaszcza Platforma, tworzy wokół marszałka alternatywny obóz władzy, wykorzystując jego prerogatywy. Stąd jego częste orędzia, próba prowadzenia własnej polityki zagranicznej, tworzenie rzeczywistości równoległej z udziałem opozycyjnych celebrytów.
A dla tych którzy mają wątpliwości przedstawiam zdjęcie, które mówi wszystko…