W niedzielę ponad miliard widzów na całym świecie zasiądzie do oglądania finału mundialu i będzie patrzeć na ów najbardziej porywający sportowy spektakl: na małego mężczyznę chodzącego tam i z powrotem – zapowiadał bój Argentyńczyków z Francuzami tygodnik „New Yorker”, już w pierwszym zdaniu wybijając dokładnie ten paradoks, że oto losy mistrzowskiego tytułu podczas katarskiego turnieju zależały od błąkającego się niby bez celu, pozornie rozmarzonego Messiego.
Był to bez wątpiena najlepszy finał w historii piłkarskich mistrzostw świata w dziejach tej imprezy. To, co wydarzyło się na stadionie w Lusajl, pod względem dramaturgii i jakości widowiska górowało nad wszystkim co do tej pory było.
Finał wyróżniało tempo, w jakim ten mecz się toczył. Do tego płynność gry, jaką z początku imponowali Argentyńczycy, trenerskie interwencje – zwłaszcza decyzje selekcjonera Francuzów Didiera Deschampsa, cudowne bramki, jakie padały w jego trakcie.