Bez względu czy mówimy o Warszawie, czy o Bytomiu, wśród tych, którym udało się sklecić koalicję większościową, gołym okiem widać ziejącą od nich nienawiść, żądzę zemsty i dobrze znane TKM. Oczywiście jest to ładnie opakowane. Mówią o „demokracji”, o „praworządności” itp, itd. To przerażające, że słowa, które kiedyś znaczyły to samo, dzisiaj znaczą to, co chcą aby znaczyły osoby je wypowiadające. Że nie wspomnę już o prawach człowieka, do których dopisano prawo do „zabijanie człowieka”.
Ta nienawiść, chęć zemsty, TKM, zieje też z ust moich adwersarzy, bez względu na to czy są to Ci, którzy robią to w białych rękawiczkach, czy Ci którzy na rympał i z siekierą… TO JEDNAK WSZYSTKO NIC W PORÓWNANIU Z TYM CO NAS CZEKA. Świetnie to ujął Wojciech Mucha, stąd też gorąco zachęcam do lektury jego tekstu (mam nadzieję, że choć z odrobiną refleksji). A to wszystko po poniedziałkowej Radzie Krajowej PO. Jak wiecie, byłem w tej partii około 15 lat, byłem nawet członkiem tejże Rady, więc wiemco mówię, zagrożenie dla Polski jest potężne…
Tusk ma pełną świadomość tego, po co do Polski wrócił i po co wygrał wybory i choć nie kwapi się, by o tym maluczkim opowiadać, to podczas poniedziałkowego wystąpienia na Radzie Krajowej Platformy Obywatelskiej pojawiły się sygnały w ktorą stronę potoczy się walec rewolucji.
Poniedziałkowa tyrada Tuska momentami przypominała retorykę rodem ze wczesnych lat Polski Ludowej. I tak mówił np., że „PiS był na drodze, którą szli Hitler i Stalin” a “dalsze rządy PiS oznaczałyby upadek narodu jako wspólnoty”, jasnym jest więc, że „nie ma miejsca na kompromis ze złem”. Wskazywał przy tym na Kierwińskich i resztę jako „strażników nowego, nie tylko politycznego, ale i moralnego ładu”.
Tusk zażądał od partyjnego aparatu „bezkompromisowości w fundamentalnych sprawach”. Twardość i determinacja mają się przejawiać w takich obszarach jak: „wolne media”, „wolne sądy” i „wolne samorządy”, którym “trzeba przywrócić znaczenie”. Można więc spodziewać się kolejnych niekoniecznie zgodnych z prawem działań. O ich “legalizację przez aklamację” zadba przecież chór medialnych akolitów, durnych mediaworkerów i skinienie głów “autorytetów” prawniczych, co pokazała wczorajsza hucpa z KRS.
Dlaczego to wszystko i po co ta determinacja?
Oto zdaniem Tuska „Polska po wyborach stała się nadzieją dla setek milionów tam, gdzie ludzie cierpią na brak wolności, nadziei i demokracji”. a “Polska wraca do Europy”. którą Tusk widzi jako „nie kontynent, nie organizację, nie procedury i nie stanowiska” a jako „zestaw wartości, które są w kryzysie, jednak dla ktorych światło nadziei zabłysło w Polsce”. O co chodzi w tym pustosłowiu? Jakich wartości? Tego nie powiedział. I tym razem nie zobaczył jednak Europy jako wspólnoty państw narodowych.
Co ważne, to fakt, że lider PO uważa, że zobowiązanie, jakie zostało postawione przed nim i jego ludźmi jest „zadaniem na dziesięciolecia”. Zebranych określił mianem „powołanych przez ludzi i opatrzność do zadań absolutnie wyjątkowych, przerastających nasze wyobrażenia”, nie precyzując czy “zadania i zobowiązania wielkie” oznaczają jedynie przejęcie TVP, zablokowanie PiS-owi Prezydium Sejmu i wpakowanie Tomasza Grodzkiego na kolejną rundkę marszałkowania Senatem, czy jednak coś więcej.
Chyba jednak coś więcej.
Słowa o “przerastającym wyobrażenia zadaniu na dziesięciolecia” powinny zastanawiać, bo o niczym takim w kampanii nie słyszeliśmy. Nie wiemy także, kto miałby takie zadanie przed Tuskiem stawiać. Jednak i te słowa i sugestie o „strażnikach nowego ładu powołanych przez ludzi i opatrzność do zadań absolutnie wyjątkowych” trzeba odczytywać jednoznacznie: jako zapowiedź przystąpienia przyszłych władz do realizacji planu, o którym tu pisałem, a którego Tusk widzi się jednym z architektów – Federalizacji Europy.
To jest to “przerastające wyobrażenia zadanie na dziesięciolecia”, a zapowiadany zamordyzm ma być gwarancją jego powodzenia.
Niestety pytania na ten temat nie są zadawane, a zamiast konkretów Tusk porozumiewa się z wciąż pijanym ze zwycięstwa aktywem i elektoratem retoryką z wiecu. Na przemian obiecuje “tramwaj za kolejkę” (Jagodno), wzywa aktyw do bezkompromisowości, a internetowej czerni rzuca ochłapy politycznego mięsa.
Kordon bezpieczeństwa wokół Tuska jest szczególnie ciasny. To nie tylko karki z ochrony i wsparcie dziennikarek, rozedrganych powrotem na sejmowe korytarze feromonów “słońca Peru” ale także ideolodzy w typie niejakiego Michała Broniatowskiego. Ten w Onecie wyśmiewa się z obaw wobec koncepcji federalizacji Europy, pisząc, że choć “w rozmaitych debatach o przyszłości Europy pojawia się koncepcja utworzenia pewnego rodzaju federacji, to nikt jednak nigdzie nie przedstawił tego jako spójnego programu”. Tak, nie jest prawdą, że dach przeciekał, zwłaszcza, że prawie nie padało.
To usypianie czujności jest jednym z najczęstszych zabiegów, podczas gdy walec zmian sunie. Parlament Europejski pracuje nad pakietem 267 poprawek które odbierają państwom członkowskim prawo weta w większości spraw: migracji, rolnictwa, gospodarki i spraw międzynarodowych, ale także zdrowia, edukacji polityki energetycznej, klimatycznej. Nietrudno się domyśleć, jaki jest ich kształt.
Słowa Broniatowskiego idą w parze z tekstem Bogusława Chraboty, redaktora naczelnego sorosowej “Rzeczpospolitej”. Ten w komentarzu do przemówienia Jarosława Kaczyńskiego na temat zagrożenia federalizacją pisze o “przyjęciu przez PiS kursu na suwerenizm, czy wręcz wybraniu go na oficjalną doktrynę”. Posuwa się przy tym do porównań jakoby “językiem suwerenizmu przemawiała irlandzka partia Sinn Féin i jej zbrojne ramię IRA”. – Tymczasem Polacy w znakomitej większości popierają Unię Europejską – pisze Chrabota, wskazując, że mówienie o zagrożeniach suwerenności jest „kwestionowaniem sensu integracji” i zaprzeczeniem idei wolności.
Cóż, jeśli media III RP od lat tresują Polaków, wmawiając im że każdy, kto zgłasza jakiekolwiek wątpliwości do kształtu i kierunku reform UE, kto kwestionuje obowiązującą lewicowo-liberlaną narrację stawia się w jednym szeregu z terrorystami i wrogami wolności to może nie ma czemu się dziwić?
Tymczasem starających przedrzeć się przez rozciągnięty wokół Tuska kordon przepędza się, wyśmiewa lub opluwa. I szuka się sposobu na domknięcie systemu. Zwolennicy wolności i integracji z uznaniem kiwają nad tym głowami, tak musi być.
Przed prawicą w Polsce jest bardzo poważne zadanie. Nie pozwolić się temu systemowi domknąć, a Tuskowi “wykonać zadania”. Nie jest to zadanie niewykonalne, odpowiedzią nie mogą być jednak ani nawet najbardziej pogłębione akademickie wykłady, ani rozproszona dyskusja po piwnicach, amatorskich studiach telewizyjnych czy niszowych, docierających do przekonanych czasopismach. Stracono wiele lat, wiele sił, środków i możliwości. Czas wyciągnąć z tego wnioski, nim będzie za późno.