Kolejna afera, która potrwa trzy-cztery godziny, może do wieczora. Już następnego dnia zostanie nadpisana przez następną aferę, uwikłanego w interesy obcego państwa wysokiego urzędnika, kolejnego pijanego polityka, sprzedajnego sędziego lub w ostateczności przez matkę dzieciobójczynię. Za tydzień o sprawie, która dziś rozpoczyna wszystkie serwisy informacyjne, nikt już nie będzie pamiętał. Kolejne afery nie tylko nie prowadzą do zniknięcia ze sceny politycznej ludzi czy ugrupowań, ale także spotykają się – już właściwie bez wyjątku – z obojętnym wzruszeniem ramion.
Zanika społeczeństwo obywatelskie. Zabijane jest telewizyjnymi obrazkami, gdy choćby i milion podpisów obywateli pod taką czy inną sprawą bez większej konsekwencji kierowane jest do niszczarki. Zanika kontrolna funkcja mediów. Poszczególne tytuły, poszczególni dziennikarze okopali się po dwóch stronach barykady. Im bardziej wyrazisty tytuł, im mocniejsze (także:mocniej dmuchane) tezy, tym większa sprzedaż i cytowalność. Na śledztwa dziennikarskie nie ma już pieniędzy, a wydawcy – bywa – odmawiają swoim dziennikarzom prawa do ochrony. Przygotowanie materiału nie trwa jak przed laty. kilka miesięcy, lecz co najwyżej kilka dni, a coraz częściej godzin. Tyle, ile wymaga przejrzenie dokumentów otrzymanych od politycznych konkurentów bohaterów. W ciągu godziny, dwóch powstają materiały zapowiadane na okładce: „Po tym artykule upadnie rząd”. Nie upadnie. W medialnym wrzasku, skowycie i tupocie nie wiadomo już bowiem, co jest ważne, a co wymyślone; co jest realnym problemem, co zaś medialną histerią mającą zwiększyć sprzedaż tytułu. Sprawcom największych nawet przestępstw łatwiej ukryć to, ci niewygodne. I przeczekać.
Zacytowałem dłuższy fragment felietonu Eryka Mistewicza, zatytułowany „No i co z tego” z dzisiejszego numeru „Do Rzeczy”. Tekst jest krótki, ale bardzo trafnie opisuje ważny fragment życia publicznego w Polsce AD 2014. Niestety, nie ma w nim wiary w lepsze jutro. Ale chyba też nie ma ku temu powodów. Pozostaje własna praca nad tym, aby ta smutna rzeczywistość choć trochę się zmieniła…
Tekst w zamyśle był jednak bardziej optymistyczny. Ale dziękuję za zauważenie. Pozdrawiam. Eryk Mistewicz