Grupa posłów zaapelowała o wprowadzenie obowiązku jazdy w kasku dla wszystkich rowerzystów, argumentując, że pomoże to uratować życie i zdrowie wielu z nich. I choć kaski były rewolucją w zawodowym peletonie kolarskim, to doświadczenia krajów bardziej rozwiniętych rowerowo pokazują, że obowiązkowy kask dla amatorów i osób wykorzystujących rower jako środek transportu nie wpływa znacząco na ich bezpieczeństwo, a dodatkowo zniechęca wielu do codziennej jazdy.
Obowiązek jazdy w kasku nie został powszechnie wprowadzony do krajowego ustawodawstwa. Na taki ruch zdecydowały się jedynie państwa o nisko rozwiniętej kulturze rowerowej, jak np. Argentyna, Namibia, Australia, Nowa Zelandia i Finlandia. W niektórych krajach wprowadzono prawo nakazujące poruszanie się w kaskach dla niepełnoletnich (np. we Francji) lub poza terenem niezabudowanym (np. na Słowacji). Obowiązek jazdy w kasku uchwalono w Izraelu, jednak wycofano się z niego ze względu na to, że nie przyniósł oczekiwanych rezultatów. W Holandii i Danii, które mają najwyższy udział transportu rowerowego, pomysł wprowadzenia obowiązku jazdy w kasku został już dawno uznany za bezsensowny. Również Europejska Federacja Cyklistów (ECF) sprzeciwia się temu.
Niezaprzeczalnie kask chroni przed urazem podczas wypadku, jednak warto pamiętać, że standardy kasków w Unii Europejskiej gwarantują ochronę przy prędkości 20 km/h. Innymi słowy, realnie kaski mogą pomóc przy mniej poważnych kolizjach, natomiast w zdecydowanej większości zderzeń z innymi niż rower pojazdami nie ochronią w pełni rowerzysty.
Czy oznacza to, że jestem przeciwko jeździe na rowerze w kasku? Nie, jedynie chcę ostrzec, że nie rozwiąże to w pełni problemu bezpieczeństwa rowerzystów. Uważam, że najważniejsza jest infrastruktura rowerowa: drogi, ścieżki rowerowe.