Jeżdżę do Niemiec po piwo. Nie jest to wyzwanie, gdyż do Frankfurtu nad Odrą mam jakieś sześćdziesiąt kilometrów. Piwo w Niemczech jest tańsze. I lepsze. A przynajmniej bardziej mi smakuje. Zresztą nie tylko mnie. Wczoraj, z sąsiadami, kupiliśmy dziesięć skrzynek.
Majówka. Mimo globalizacji, bawarskie browary wciąż produkują piwo, które smakuje jak kiedyś. Mam podejrzenia, że gdyby światowe koncerny spróbowały zrobić z bawarskimi browarami, to, co zrobiły z browarami polskimi, skończyłoby się to kolejnym puczem monachijskim. Który z kolei mógłby się skończyć inaczej niż ten poprzedni. Nie dość, że obaleniem berlińskiego rządu, wszechświatową rewolucją. Jeżdżę do Niemiec po bawarskie piwo. Jeździłbym po Polsce, po polskie, ale niestety żadne z polskich mi na dłuższą metę nie smakuje. Nie jestem też amatorem polskiego wina. Trzymam oczywiście kciuki, za naszych winiarzy, ale gust mój jest zbyt mało wyrafinowany, by płacić takie pieniądze, jakie nasi winiarze za swoje wina sobie życzą. Przydługi wstęp miał wykazać, że jeśli chodzi o patriotyzm gospodarczy nie jestem doktrynerem. Zdarza mi się woleć lepsze zagraniczne niż gorsze polskie, jednak samo istnienie dobrego za granicą, nie jest dla mnie powodem by rezygnować z prób stworzenia lepszego polskiego.
Mam wrażenie, że narastająca niechęć do PiS-u, która eksplodowała 15 października ubiegłego roku, dotyczyła PiS-u personalnie, a nie politycznie. Mam wrażenie, że ludzie chcieli, by polityka Prawa i Sprawiedliwości była kontynuowana. Chcieli CPK, atomówek, portu kontenerowego w Świnoujściu, spławnej Odry, inwestycji w zbrojenia i tego wszystkiego, co PiS w lepszym lub gorszym tempie zaczynał budować. Nie chcieli zaś Jacka Sasina i jego Igrzysk Europejskich, Zbigniewa Ziobry z niesprawną prokuraturą i zamętem w sądach, skonfliktowanego z generałami MON-u, telewizji Jacka Kurskiego i Mateusza Matyszkowicza, Rady Polskich Mediów, konferencji profesora Glapińskiego (z jego polityką monetarną nie mieli aż takiego problemu). Rządu wiszącego na głosie Łukasza Mejzy i jego Republikańskich kolegów. Czyli chcieli PiS-u bez PiS-u. Ci którzy zagłosowali przeciw PiS-owi, biorąc na poważnie obietnice Donalda Tuska, że będzie jak było, tylko lepiej.
Donald Tusk – można odnieść wrażenie – zachowuje się, jakby wciąż wierzył, że zyskał władzę, dlatego, że ludzie zagłosowali na niego. A tymczasem ludzie zagłosowali przeciwko PiS-owi. Co widać i po wyniku wyborów samorządowych i ogólnie wszystkich sondaży, gdzie nie ma zwykłego na początku rządów wzrostu poparcia.
Platforma uważa, że społeczne wzburzenie wokół sprawy CPK dzieje się wyłączne w twitterowej bańce. To nie jest prawda. W twitterowej bańce excusez le mot jebaćpisizmu funkcjonuje sama Platforma. Bańce, której głośniejszych uczestników sama sponsorowała. O tym, że CPK jest nie tylko twitterowym tematem, dotarło do mnie parę lat temu, kiedy jeszcze budująca tę inwestycję spółka nie radziła sobie zupełnie z komunikacją.
Otóż serwisowałem klimatyzację w podświebodzińskim Wilkowie. Właściciel firmy, pan Carewicz, opowiedział, że się nie może doczekać na to, kiedy CPK powstanie, bo teraz, kiedy leci na wakacje za ocean, ktoś go musi zawieźć do Berlina, z Berlina leci do Frankfurtu no i z Frankfurtu za ocean. A jak będzie CPK, to wsiądzie w pociąg na dworcu w Świebodzinie. I po dwóch i pół godzinie będzie na terminalu. Ludzie tacy jak pan Piotr są w całej Polsce. Ludzie, którzy chcą, by Polska się rozwijała. I ci ludzie zatrzymania rozwoju Polski nie zapomną.
Marcin Kędryna https://gnn.pl/centralna-piesza-kladka/