Postkomunistycznej lewicy mistrzowsko udał się przeprowadzony w ostatnich latach „re-branding”. Ugrupowanie mocno zakorzenione w systemie komunistycznym paradoksalnie zaczęło być kojarzone z „europejskością”, „wolnością” i „tolerancją”. Ale rzut oka za parawan pozornie europejskiej socjaldemokracji ujawnia skrywane pod nim, kotłujące się demony totalitaryzmu w nowej odsłonie.
Ten miszmasz starych, skompromitowanych postkomunistów, młodocianych marksistów i młodziaków maszerujących w tęczowych pochodach, podatnych na proste socjologiczne sztuczki okazał się być genialnym wręcz rembrandingiem dla lewicy. Ludzie współodpowiedzialni za łamanie praw człowieka, za szykany i przestępstwa – także wymierzone w działaczy środowisk homoseksualnych – mogli skryć się pod tęczowym parawanem „Wiosny” i społecznego zaangażowania zandbergowców. Co ciekawe, wielu starych komunistów uważało i uważa dziś ten mariaż ze środowiskami LGBT, za trudny do zaakceptowania, choć oczywiście chętnie przyjęło te „nowe szaty króla”: równościowe hasła, rolę obrońców demokracji i tolerancji.
Aktywność młodych, skrajnie zideologizowanych, politycznie zaangażowanych działaczy „Wiosny” Biedronia czy „Razem” Zandberga, oraz bliskich lewicy nieformalnych organizacji „młodzieżowych” powoli sprawia, że spod wizerunku tolerancyjnej, europejskiej, nowoczesnej lewicy zaczyna wyzierać obraz lewicy, który znamy z przeszłości, a na który intensywnie zapracowała sobie oba przez długie lata minionego stulecia. Środowiska totalitarnego, niedemokratycznego, nie będącego w stanie zaakceptować własnych poglądów i przekonań inne niż te „jedynie słuszne” oczywiście wyznaczane przez lewicowych ideologów.
O cenzurze kreowanej przez młodocianych lewicowych aktywistów, działaczy i pracowników wielkich korporacji medialnych napisano już sporo, więc nie ma sensu, by temat poruszał ponownie. Rzecz w tym, że młoda lewica zaczyna nieśmiało acz systematycznie wracać do praktyk znanych z okresu rządów starej lewicy, nie tylko w Polsce: przemocy, zastraszeń, pogróżek, szykan.
Ot, weźmy chociażby sprawę posłanki Lewicy – Moniki Pawłowskiej. Parlamentarzystka naraziła się młodym aktywistom lewicy, w tym członkom jej własnej partii, zbyt mało „lewicową” wrażliwością. A jak uczy nas historia, odchyły na lewicy zawsze były tępione z całą bezwzględnością. Więc, gdy poseł Pawłowska uczciła ofiary komunistów – żołnierzy AK, NSZ i WiN zamordowanych w czasach PRL, usłyszała od – co trzeba podkreślić – młodocianych działaczy i sympatyków lewicy wyzwiska, zapowiedzi szykan m.in. wyrzucenia z pracy i z partii, a także pogróżki.
Przy okazji młodzi działacze „nowej Lewicy” murem stanęli za zbrodniarzami z UB i KBW, opowiedzianymi za śmierć dziesiątków tysięcy Polaków przekonując, że owi zbrodniarze – jak pisała np. Emilia Walkiewicz, określająca się jako zwolenniczka Ikonowicza – „Dobre ziomki z UB tylko sprzątały śmieci”. Przypadkowy incydent? Bynajmniej.
Działaczka Lewicy Urszula Kuczyńska straciła funkcję asystentki społecznej posła Macieja Koniecznego po tym jak ośmieliła się publicznie skrytykować lewackie pomysły zastąpeinia słów “kobieta” zwrotem “osoba z macicą”. Ideologiczny skręt w „konserwatywną stronę” okazał się dla działaczy i sympatyków młodej lewicy, nie do przyjęcia, więc wzorem lewicy z okresu wewnętrznych starć „chamów” i „Żydów” w PZPR musiała ponieść konsekwencje. Przy okazji młodzi aktywiści lewicowi dali wyraz swojej tolerancji pisząc w dyskusji jaka rozgorzała się w mediach społecznościowych m.in. „uważam, że każda osoba transfobiczna powinna trafić na szubienicę” czy, „mordowałbym każdego transfoba, nieważne jakiej płci”. No cóż, mordowanie nieprawomyślnych poniekąd stało się symbolem rozpoznawczym komunistów w minionym stuleciu, teraz ta czarna plama wyziera w nowej odsłonie, w wykonaniu jakże „nowej lewicy”.
Zachęcam do zapoznania się z pełnym tekstem Wojciecha Wybranowskiego, ciekawa analiza lewicy…
https://www.tvp.info/52777946/wojciech-wybranowski-upiorna-milosc-pod-czerwona-szturmowka