Rządząca koalicja chce przyspieszyć rewolucję ideologiczną. Wczoraj premier Donald Tusk zapowiedział rządowy projekt zapewniający dostęp do pigułek „dzień po” bez recepty już dla 15-latek, Koalicja Obywatelska złożyła w Sejmie projekt ustawy legalizującej aborcję na życzenie oraz wprowadzający seksedukację do szkół, a Marszałek Sejmu Szymon Hołownia skierował do pierwszego czytania dwa projekty legalizujące aborcję na życzenie autorstwa Lewicy. Pomimo że w praktyce legalizuje on aborcję na życzenie, propaganda aborcyjna próbuje go sprzedać jako nowy „kompromis”.
Pierwszy z projektów Lewicy skierowany wczoraj do debaty w Sejmie wprost przewiduje legalizację aborcji na życzenie do 12 tygodnia, a w praktyce do końca ciąży ( po 12 miesiącu ciąży, bez ograniczeń czasowych, możliwe miałoby być zabicie dziecka pod pozorem troski o zdrowie psychiczne matki). Zabicie dziecka miałoby być banalnie proste – każdy miałby mieć możliwość kupna pigułek aborcyjnych w aptece (na receptę). Wierzymy, że w nowym Sejmie nie ma większości do przegłosowania prawa. Obawiamy się jednak jak posłowie zagłosują nad drugim projektem – „dekryminalizacji aborcji”. Projekt ten udaje „kompromisowy” i posłowie głosując za nim mogą próbować udawać, że wcale nie popierają aborcji na życzenie. W rzeczywistości ten projekt niczym się nie różni.
Projekt przewiduje, że uchylone z Kodeksu Karnego zostałyby paragrafy przewidujące kary za przeprowadzanie aborcji oraz pomoc i nakłanianie do aborcji. Lekarz mógłby bezkarnie zabić zdrowe nienarodzone dziecko aż do 24 tygodnia ciąży, a dziecko chore lub upośledzone bez ograniczeń do samego końca ciąży. Nie można by też nikogo ukarać za pomoc w zdobyciu aborcyjnych pigułek.
Uchwalenie tej ustawy oznaczałoby, że
– organizacje aborcyjne mogłyby swobodnie pośredniczyć w sprzedaży i dystrybucji aborcyjnych pigułek oraz pomagać w samodzielnym zabiciu dziecka
– lekarze mogliby swobodnie przeprowadzać aborcje w prywatnych gabinetach, nawet takie w późnych ciążach
– otwarta byłaby furtka do przeprowadzania aborcji w publicznych placówkach zdrowia.
Współcześnie zdecydowana większość aborcji dokonywanych jest przy pomocy aborcyjnych pigułek. Możliwość ich swobodnej dystrybucji w praktyce oznaczałaby legalizację aborcji na życzenie. Dla tysięcy dzieci oznaczałoby to wyrok śmierci.
Oczywiście, mam świadomość, że nawet przy obecnie istniejących przepisach, organizacje aborcyjne na ogromną skalę udzielają instrukcji o tym, jak dokonywać aborcji i ułatwiają handel nielegalnymi pigułkami. Niestety, organy ścigania zbyt często przymykają na to oko. Niemniej, sam fakt istnienia takich przepisów ogranicza dostępność aborcji.
Środowiska aborcyjne wmawiają, jakoby to miała być ustawa „ratunkowa”, dzięki której lekarze nie będą bać się ratować kobiet w sytuacji zagrożenia ich zdrowia lub życia. Takie twierdzenie jest obrazą dla logiki – ratowanie kobiet możliwe, a nawet nakazane jest na mocy obowiązującego prawa. Ale nawet, gdyby istniała potrzeba doprecyzowania przepisów, to możliwość swobodnej dystrybucji aborcyjnych pigułek nie ma jakiegokolwiek związku z takimi sytuacjami.