System obrony powietrznej też miał komplet informacji. Radiolokatory śledzą wszystkie samoloty i wiedziały, że ten wystartował z centrum Iranu, a nie przyleciał z zagranicy. W dodatku gdy system obrony powietrznej jest w pełnej gotowości bojowej, obserwacja powinna być jeszcze „szczelniejsza”.
Każdy samolot ma na pokładzie specjalny odbiornik do komunikacji: transponder. Radar wojskowy czy cywilny wysyła zapytanie, a transponder na nie odpowiada. Na radar naziemny dociera w ten sposób czterocyfrowy sygnał identyfikacyjny (tzw. squawk), a także informacje o wysokości, kursie i prędkości lotu obserwowanego obiektu. Cywilne samoloty odpowiadają na zakresie znanym jako Mode III.
Tyle że wojsko wyposażone w rosyjski sprzęt TORM1 nie wie, czy niezidentyfikowany samolot to wrogi bombowiec czy Bogu ducha winny pasażerski liniowiec. Taki system zamontowano na zestawach sprzedanych do Iranu. Operatorzy systemu nie wiedzą, jaki samolot obserwują. Wiedzą tylko, że nie „własny wojskowy”. Ale czy cywil, czy wróg – to już trzeba zgadywać albo wykonać telefon. A na to nie zawsze jest czas.
To już drugi przypadek w historii, kiedy specyfika rosyjskiego systemu mogła przyczynić się do tragedii. W 2014 r. nad Donbasem dowódca zestawu Buk też miał do dyspozycji tylko wojskową identyfikację. Każdy, kto nie odpowiadał, był albo wrogiem, albo cywilem. Wtedy strzelano do ukraińskiego Su-25 atakującego separatystów. A trafiono w malezyjskiego Boeninga 777.
Śledztwo jest w toku. Ciekaw jestem, czy Iran wskaże winnych i czy zostaną odpowiednio ukarani. Obawiam się, że znajdą raczej kozłów ofiarnych. A winni bałaganu – ludzie zajmujący zapewne wysokie stanowiska w państwie i w wojsku – pozostaną bezkarni.