Jak się okazuje Miasto Stołeczne Warszawa nie ma większych problemów jak promowanie i dbanie o używanie wyrażeń równościowych, w tym feminatywów. Temu jest poświęcona jest najnowsza publikacja Warszawy dla warszawskich nauczycielek i nauczycieli. Przy tej okazji w Domu Spotkań z Historią odbywa się “Debata o (nie)równości płci w życiu i języku”, związana z publikacją poradnika.
Prezydent Trzaskowski powiedział że poradnik jest dedykowany: Wszystkim, którzy są nowocześni, którzy chcą uznawać prawa kobiet, którzy chcą używać tego typu form, jakie w języku są przecież czymś naturalnym.
Według prezydenta Rafała Trzaskowskiego promowanie i dbanie o używanie wyrażeń równościowych, w tym feminatywów, zwiększa sprawność języka jako narzędzia komunikacji międzyludzkiej. Przypomnę, że nowomowa komunistyczna też miała zwiększać.
No cóż, jak zawsze każde z użytych słów ma dla używającego inne znaczenie. Myślę tu między innymi o słowa nowocześni, prawa kobiet, naturalność, sprawność języka.
Nikt rozsądny nie marudzi, gdy czyta np. polska pisarka. Każdy rozsądny człowiek krzywi się, widząc np. polska ministra czy też mechaniczka. Kto widział chociaż chociaż jedną mechaniczkę, wystarczy jedną… Pewnie tylko kierowczynie samochodów znają. Mechaniczka mechaniczką, ale sportowczyni, elektka i inne twory to już gwałt na języku.
Swoistym testem, czy chodzi jedynie o gramatykę czy o ideologię, są towarzyszące temu emocje, pojawiające zwłaszcza w reakcji na krytykę. Jednak gramatyka, nawet ta polska, czyli nienależąca do najłatwiejszych, aż tak namiętności nie rozpala, za to ideologia jak najbardziej.
Część oburzonych zdaje się nie rozumieć – czy udaje tylko – że sednem sporu nie są “feminitywy” jako takie, tylko sposób ich promowania i motywy za tym stojące. Wszak promujący je nie chcą językowego powrotu np. do II RP – bo wybiórczo akcentują tylko to, że wtedy były używane.
Nawet od “biednych” publicystów “postępowych” można oczekiwać rozróżniania naturalnych procesów językowych i politycznie oraz ideologicznie motywowanego “dbania o używanie wyrażeń równościowych”.
Tak więc podsumowując oczywiście że to wciskanie ideologii. Napływ ideologicznego natręctwa z samego rdzenia politycznej poprawności. Z żenującym – choć zabawnym dla ludzi rozsądnych – uznawaniem, że promowanie tych językowych potworków czyni kogoś lepszym, bo, wiecie Państwo, postęp, nowoczesność i te sprawy.