Święta, święta i po świętach. Czyli jak zawsze?? Nie sądzę. Tych Świąt Wielkiej Nocy nie zapomnimy. Bo choć było śniadanie wielkanocne, może nawet udało się zorganizować “zajączka”, zachować tradycję śmingusa-dyngusa, to jednak znacznie więcej rzeczy było zupełnie innych.
Dla nas, chrześcijan największą troską poza pandemią, była niemożność osobistego udziału w pierwszym i najdawniejszym święcie w Kościele. Liturgia Triduum Paschalnego, paschalny charakter świąt wielkanocnych, a więc przejście (Pascha) Chrystusa od śmierci do życia, jest istotnym, a włąściwie najważniejszym przedmiotem naszej wiary. Już wcześniej wprowadzony zakaz sprawowania Eucharystii z udziałem wiernych, był dla nas, mieszkańców diecezji gliwickiej dużym wyzwaniem.
Także i te święta, są świętami rodzinnymi. I tu kolejna troska, smutek. Niemożność osobistego spotkania z najliższymi, także przy wielkanocnym stole.
Mimo pięknej pogody, nie było wspólnuch spacerów, nie było tradycyjnego święcania pokarmów…
Może dzięki temu doceniliśmy to co mamy, zarówno w sferze duchoweej, jak i materialnej. W wielu krajach świata dostęp do sakramentów jest bowiem jeszcze bardziej utrudniony nie przez koronawirusa, ale sytuację społeczno-polityczną. Wspominał o tym święty Jan Paweł II. Pomyślcie o tych miejscach, w których ludzie tak bardzo oczekują kapłana, gdzie latami całymi, odczuwając jego brak, nie przestają pragnąć jego obecności. I bywa czasem tak, że zbierają się w opuszczonej świątyni i kładą na ołtarzu pozostałą jeszcze kapłańską stułę, i odmawiają wszystkie modlitwy liturgii mszalnej, a przed przeistoczeniem zapada głęboka cisza, może tylko przerywana płaczem… tak bardzo pragną usłyszeć te słowa, które tylko kapłańskie usta mogą skutecznie wypowiedzieć – mówił papież Polak.