„Nie było podobnego wydarzenia w historii, tak jak nie było i nie będzie już pewnie takiego Polaka, którego kanonizację świętował wczoraj cały świat. W Warszawie np. od piątku – wielkie koncerty, nocne czuwania, transmisja z Watykanu na telebimie, przy którym jednoczyli się warszawiacy. Podobnie – w innych miastach.
W Bytomiu – w tym samym czasie – taka sobie, nazwijmy to: głupawka pn. Międzygalaktyczny Zlot Superbohaterów, do którego na siłę dorobiono ideologię w postaci reanimacji odpadów.
W niedzielę, kiedy na cały świat szła transmisja z uroczystości kanonizacji Jana Pawła II – w Bytomiu na rynku odbywały się warsztaty śmieciowo-twórczo-przetwórcze.
Kiedy parę miesięcy temu podczas spotkania komitetu organizacyjnego obchodów 760-lecia Bytomia apelowałam o zmianę terminu zlotu superbohaterów, o telebim na rynku i transmisję, która w tym właśnie dniu, tak jak w Warszawie – jednoczyłaby w szczególny sposób mieszkańców naszego miasta – usłyszałam od pani prezydent, że na ten cel nie ma pieniędzy. Tak na marginesie – w ubiegłym roku za warsztaty śmieciowe miasto zapłaciło „artystom” 15 tys. zł (np. 1200 zł za tworzenie biżuterii z odpadów) i prawie 23 tys. kosztów technicznych. W sumie Bytom wydatkował na ten cel 40 tysięcy zł. Podobnie pewnie i w tym roku.
Panie Prezydencie!… Po tej inwokacji pozwolę sobie przejść do meritum sprawy i poruszyć tematy w moim odczuciu ogromnie ważne dla funkcjonowania miasta i jego wizerunku. Będzie o ludziach, którym dał Pan kredyt zaufania, a którzy działają przeciwko Panu i na szkodę miasta, korzystając z tego, że nie jest Pan w stanie w pełni skontrolować i dopilnować wszystkiego. Mówię dziś o tym, ponieważ nie będzie mojej milczącej zgody na to szkodzenie Panu i na pogrążanie miasta w chaosie przez osoby ustawione na wysokich stanowiskach bez odpowiednich do tego umiejętności i wiedzy. Mówię to z szacunku dla starań Pana Prezydenta o autentyczne i pozytywne zmiany w mieście, z poczucia obowiązku wobec moich wyborców, mówię w imieniu własnym, ale także w imieniu tych, którzy to wiedzą, widzą, ale nie mają możliwości i odwagi, aby o tym powiedzieć głośno.
Panie Prezydencie! Szanuję Pana jako prezydenta mającego wizję Bytomia – miasta przyszłości i zaangażowanego bez reszty w tej wizji urzeczywistnienie, a przy tym człowieka szczególnej dobroci. Tę dobroć doceniają ludzie z klasą, ale, niestety, wykorzystują ją cwaniaki i tzw. „hochsztaplery”. Wykorzystują, w poczuciu bezkarności, wiedząc, że fizycznie nie ma Pan możliwości ogarnąć wszystkiego przy tej ilości absorbujących spraw… Nowe otwarcie jesienią 2012 roku, z Panem jako prezydentem, dawało miastu i jego mieszkańcom nadzieję na pozytywne zmiany w systemie zarządzania miastem i uporządkowanie wielu spraw zwłaszcza tych personalnych. Mówię o tym dziś w obawie, że jeszcze trochę i ludzie tę nadzieję stracą, bo otaczające Pana cwaniactwo skutecznie te zmiany blokuje i co więcej: gra, używając sportowego słownictwa – „własną piłkę”. Bezczelność i tupet niektórych przechodzą wszelkie możliwe granice.
Sprawa 1. Takiego chaosu, jaki wywołuje swoim działaniem, a raczej brakiem umiejętności działania, pełniący równocześnie dwie funkcje: naczelnika kancelarii prezydenta i naczelnika kancelarii Rady Miejskiej Łukasz Wiejacha urzędnicy nie pamiętają od lat.
Przykładem niech będzie pismo dot. powołania Rady Programowej BCK, które w mojej obecności polecił Pan naczelnikowi załatwić od ręki, a które odległość z I piętra na parter UM pokonywało przez 3 tygodnie! Moje kilkakrotne, uzasadniane na piśmie skargi na zaniedbywanie przez pana naczelnika obowiązków – nie odniosły skutku. Nawiasem mówiąc, kolejne pismo w sprawie powołania Rady Programowej w nowym składzie jest przygotowywane od stycznia do teraz; o skargach pracowników na obieg pism – nie wspomnę.
Sprawa 2. Działalność osób odpowiedzialnych za promocję miasta. Tak naprawdę nie wiadomo, kto personalnie za tę promocję aktualnie odpowiada, za to mniej więcej wiadomo, jak ta działalność w praktyce wygląda. Posłużę się przykładem. Jako osoba pilotująca Festiwal Twórczości Patriotycznej MÓJ BYTOM – MOJA POLSKA (zaznaczam: pod patronatem Pana Prezydenta i moim) pod koniec lutego zwróciłam się do osoby zajmującej się kontaktem z mediami – z prośbą o załatwienie patronatów medialnych. Trwało 6 dni, po których na moją interwencję, co w tej sprawie zrobiono, usłyszałam, że nic, bo patronat medialny jest kosztowny i nie będziemy go stosować. Pomijam fakt, że człowiek kłamał w żywe oczy (za patronat medialny się nie płaci), na uwagę natomiast zasługuje styl pracy i szybkość wykonywania poleceń służbowych (było to uzgodnione z Panem Prezydentem).
Nowo zatrudniony od 1 marca naczelnik Wydz. Promocji i Kontaktów z Mediami Marcin Cholewiński okazał się być jeszcze lepszy.
W pierwszych dniach marca sporządził na moje polecenie (po wcześniejszym uzgodnieniu z Panem Prezydentem) pisma do TVP Katowice, PR Katowice i DZ . 22 kwietnia, a więc na 10 dni przed Finałem Festiwalu zaplanowanym na 3 maja dowiedziałam się, że (po 6 tygodniach !) sprawa jest w trakcie załatwiania. Tknięta złym przeczuciem sama zadzwoniłam do dyrekcji i biur promocji radia, telewizji i Dziennika – i dowiedziałam się, że ten człowiek ordynarnie kłamał, bo takie pisma nie wpłynęły ani w formie listowej ani internetowej. Do Dziennika pismo dostarczono dopiero po rozmowie ze mną. W telewizji dowiedziałam się, że w tej sytuacji owszem, awaryjnie dadzą nam jedno 4-minutowe wejście antenowe, ale gdybyśmy złożyli pismo 6 tygodni wcześniej, to mielibyśmy kilka wejść z prezentacją Bytomia i dokonań laureatów poszczególnych tematów festiwalowych. Podobnie – w radiu.
Panie Prezydencie! Trudno takie postępowanie nazwać tylko zaniedbaniem obowiązków służbowych i brakiem szacunku dla miejsca pracy otrzymanego w mieście o 20% bezrobociu. To po prostu sabotaż, podkreślam z całą mocą: sabotaż, zastosowany wobec przedsięwzięcia o charakterze patriotycznym, promującym to, co cenne i wartościowe: więź bytomian z miastem i Polską.
Zbieg okoliczności sprawia, że obaj panowie są w bliskim kontakcie służbowym z przewodniczącą komitetu organizacyjnego obchodów 760-lecia Bytomia wiceprezydent ds. edukacji i kultury Anetą Latacz.
I tu muszę podkreślić znaczącą rolę w promowaniu, bądź niszczeniu określonych inicjatyw przez osobę odpowiedzialną za kulturę i edukację w mieście. Nie interesuje mnie światopogląd pani Anety Latacz, natomiast jako mieszkańca Bytomia i radną, interesuje mnie światopogląd i pryncypia, jakimi kieruje się wiceprezydent ds. edukacji i kultury, bo mają one wpływ na priorytety i kierunki działania osoby pełniącej tę funkcję.
Po stwierdzeniu pani prezydent na pierwszym organizacyjnym spotkaniu, że pora skończyć z (jak to z pewną pogardą określiła) bogoojczyźnianymi uroczystościami, wiedziałam, że Festiwal Twórczości Patriotycznej nie ma co liczyć na jej akceptację. I faktycznie: festiwal MÓJ BYTOM – MOJA POLSKA, pokłosiem którego ma być (i będzie) przeznaczony do przekazania każdej bytomskiej szkole dwupak płyt z kanonem pieśni patriotycznych, podkładów muzycznych i piosenek konkursowych plus wydawnictwo z piosenkami, pracami plastycznymi i utworami literackimi związanymi z Bytomiem – decyzją pani prezydent od spraw edukacji i kultury (co podkreślam z naciskiem!) nie otrzymał dotacji. Ale galaktyczni superbohaterowie i owszem.
Dopiero interwencja u Pana Prezydenta sprawiła, ze przeznaczono na ten cel (za co Panu Prezydentowi dziękuję) środki równe tym, co na „superbohaterów”.
Poza przekazaniem pism, które w sprawie Festiwalu skierowałam do szkół, nie ułatwiono mi działania. Pani prezydent nie zaprosiła mnie (w końcu – byłego nauczyciela, wizytatora kuratorium i dyrektora placówki kulturalno -oświatowej) na żadne z zebrań dyrektorów szkół w celu umożliwienia mi prezentacji tak ważnego wychowawczo i edukacyjnie projektu.
Kolejnym też, dziwnym zbiegiem okoliczności na organizowany w ramach festiwalu przez Zespół Szkół Zakładu Doskonalenia Zawodowego w Bytomiu konkurs wiedzy o Bytomiu nie zgłosiła się żadna szkoła. Przepraszam – zgłosiła się jedna, ale w końcu równie dziwnym zbiegiem okoliczności się wycofała. Czy to znaczy, że w bytomskich szkołach nie ma młodzieży interesującej się historią swego miasta? Nie ma nauczycieli, którzy chcieliby młodzież do takiego konkursu zmotywować i przygotować? l to w roku jubileuszowym? Skąd się takie postawy biorą? Czy po prostu przykład nie idzie z góry?
Tak nawiasem ten właśnie Zespół Szkół przy okazji poskarżył się na dyskryminację. Jako jedyna bytomska szkoła nie został wpuszczony na organizowane przez bytomski resort oświaty targi szkolne „Na skarpie”. I pomyśleć, ze dopuszcza do tego kierująca oświatą osoba, która, jak Pan Prezydent zapewniał: „uporządkuje sprawy bytomskiego szkolnictwa”.
O jakim tu jednak porządku w resorcie i sprawnym działaniu mówić skoro przygotowywany pod „fachowym” kierownictwem wiceprezydent ds. edukacji i kultury, mający się ukazać pod koniec listopada 2013 oficjalny pogram obchodów 760-lecia Bytomia ujrzał światło dzienne … UWAGA!…. 10 kwietnia 1014 roku, a więc grubo po pierwszym kwartale roku jubileuszowego. Od komentarzy się powstrzymam.
Reasumując:
Proszę o odpowiedź, na jakiej zasadzie i z czyjej rekomendacji został przyjęty na stanowisko naczelnika Wydz. Promocji i Kontaktów z Mediami – poza konkursem i spoza Bytomia (bo mieszkający w Jaworznie) pan Cholewiński, a sobie proszę odpowiedzieć, czy osoba rekomendująca Cholewińskiego powinna w dalszym ciągu zasługiwać na Pańskie zaufanie.
Wobec przedstawionej przeze mnie sytuacji i wykazaniu działania na szkodę wizerunku miasta – nie wyobrażam sobie innego trybu postępowania jak tylko rozwiązanie z tym panem stosunku pracy w trybie natychmiastowym.
W Bytomiu, gdzie tylu młodych, wykształconych ludzi bezskutecznie poszukuje pracy, nie może być miejsca dla cwaniaków uważających, że silne plecy są gwarancją dożywotniego zatrudnienia na eksponowanym i dobrze płatnym stanowisku.
A wracając do ostatnich wydarzeń. Daleka jestem od dewocji i pomachiwania na co dzień biało-czerwoną chorągiewką, ale są wydarzenia religijne szczególnej rangi i znaczące święta państwowe, o uroczyste obchody których mamy obowiązek zadbać ze szczególną troską; mało tego – swoim przykładem mamy być wzorem postaw obywatelskich dla innych. Jaki stosunek do uroczystości państwowych prezentuje pani wiceprezydent ds. edukacji – mieliśmy okazję przeczytać swego czasu w „Błysku flesza” w „Życiu Bytomskim”. No cóż – jedni uważają za swój prezydencki obowiązek składanie kwiatów pod pomnikiem Wolności, inni preferują imprezy z przebieraniem. Nie mam nic przeciwko przebierańcom, jeśli ktoś się w tym spełnia – niech się przebiera, śmiem tylko wątpić, czy impreza „Dziwnie fajnie” ma szansę stać się znakiem firmowym Bytomia w sensie promocji miasta. Wątpliwa to promocja, jeśli w czasie światowych obchodów znaczącego dla Polski i jednorazowego w dziejach wydarzenia urządza się w naszym mieście głupawkę z panią prezydent od edukacji i kultury w roli głównej na czele.
Nie na takie wartości stawiał BIS w swojej kampanii wyborczej!
Chciałam w związku z tym zapytać Pana Prezydenta: czy akceptuje Pan taką politykę edukacyjno-kulturalną i w ślad za nią idący – taki medialny przekaz o Bytomiu?
Ludzką rzeczą jest pomylić się w ocenie człowieka, ale niewybaczalną – w tym błędzie trwać, dlatego też – jako przewodnicząca Rady Miejskiej w trosce o tę politykę i właściwy wizerunek miasta proszę o zweryfikowanie zasadności dalszego utrzymania na stanowisku zastępcy prezydenta ds. edukacji i kultury – pani Anety Latacz. Do końca kadencji pozostało nam co prawda już tylko pół roku, ale jest to jednak ponad 6 miesięcy – w czasie których, kto wie, czy nie doczekamy się w Bytomiu np. w święto Bożego Ciała równoległej parady równości pod światłym przewodnictwem wysokiej klasy specjalisty od edukacji i kultury.
Na marginesie jeszcze tylko, bo usilnie prosili mnie o to pracownicy, przypomnę o obietnicy uporządkowania spraw personalnych na samym szczycie władzy MZDiM-u, o co też sama swego czasu apelowałam.
Proszę w dalszym ciągu mieć dobroć dla ludzi – ale nie dla wszystkich. Na pewno dla tej wykształconej młodej kobiety bez rąk, która czeka na pracę. Ale dla cwaniaków, którzy czują się nietykalni jako „znajomi i przyjaciele królika” – potrzebne byłoby czasem mocne, „żołnierskie” słowo i takie same decyzje. (…)”