Dlaczego mielibyśmy uwierzyć, że podstawowym problemem w Europie jest dzisiaj znów społeczne niezadowolenie i prawicowy populizm, a nie niekompetentni lub po prostu skorumpowani politycy? Czy to nie oni przez lata prowadzili nieodpowiedzialną politykę wobec instytucji finansowych, zadłużając społeczeństwa? Czy to nie za ich sprawą część państw w Unii Europejskiej uzależniła swoje gospodarki od rosyjskiego gazu? – pisze Marek A. Cichocki w felietonie na łamach „Rzeczpospolitej”.
Perspektywa poważnych gospodarczych i społecznych problemów wywołanych za sprawą Rosji przez prawdopodobny kryzys energetyczny w Europie sprawiła, że w niektórych mediach europejskich powrócił temat widma populistycznej rewolty. W niemieckiej debacie publicznej, która zasadniczo żywi się tematem strachu, przedstawiciele państwowych instytucji już przestrzegają przed społecznymi niepokojami inspirowanymi naturalnie przez kręgi radykalnej prawicy.
Wyobraźnię ukazującą możliwą katastrofę na pewno napędza też niestabilna sytuacja Włoch. Tam po upadku koalicyjnego rządu Mario Draghiego w nadchodzących wyborach faworytem jest partia Bracia Włosi o profilu narodowo-konserwatywnym, przedstawiana czasami przez brukselskich krytyków wręcz jako partia „postfaszystowska”. Jeśli wziąć pod uwagę narastające niezadowolenie społeczne we Francji po wyborze Emmanuela Macrona na drugą prezydencką kadencję, to obraz sytuacji w Europie, który otrzymamy, wydaje się faktycznie bardzo niepokojący.