Jesteśmy 19 lat w Unii Europejskiej. To dla nas 19 dobrych lat, mimo, że Unia ani nie jest tak miłym klubikiem, jak nam się wydawało, ani nie jest tą samą organizacją, do której wstępowaliśmy. Nikt nas tam specjalnie nie kocha. Nikt nikogo nie kocha. Rozgrywane są twarde interesy i prowadzone brutalne gry w białych rękawiczkach. Jest bardzo dużo polityki, narodowych interesów, interesów poszczególnych środowisk politycznych, wpływów wielkich koncernów, przerost biurokracji, dużo ideologii i hipokryzji.
A jednak jest nieźle. Mamy pokój w Europie, jeśli się najeżdżamy, to w Parlamencie Europejskim czy Komisji, a generalnie robimy ze sobą dobre interesy, co powoduje, że czołgi ustawiamy na wschodniej granicy i nikomu nie przychodzi nawet do głowy, żeby wzmacniać zachodnią czy południową granicę. Granice są otwarte, młodzi studiują w różnych krajach, firmy handlują i inwestują, używamy tanich połączeń telefonicznych i internetowych, wszyscy podróżujemy i – jako Polacy – bardzo na tym wszystkim korzystamy. Jestem więc umiarkowanym realistycznym eurosceptykoentuzjastą. Staram się widzieć Unię taką jaka jest, bez zadęcia i napinki.
Na poziomie podstawowym zyskaliśmy dużo przez gigantyczne transfery. Nie była to żadna pomoc, jak często mówiono, tylko inwestycja Zachodu, inwestycja bardzo opłacalna. Zyskały obie strony. Najwięcej Niemcy i Polska. Naprawdę nieźle. Choć Unia często nas wkurza.
Tak, obecne elity kręcące Brukselą nie lubią Polski rządzonej przez prawicę. Sami sobie nabrechtaliśmy, ale i tak byśmy dostali po tyłku tylko za to, że rządzi Kaczyński, a nie Tusk. Niemcy i Francja bardzo by chciały dokonać wyboru za nas, wskazać, kto ma rządzić w Warszawie, no ale nie mogą. Sami sobie gotujemy własny los i Unii nic do tego.
Problem zasadniczy jest taki, co dalej? Czy chcemy – jak mówili jedni – płynąć z głównym nurtem, zakładając, że i tak nic nie możemy, a najlepiej i najbezpieczniej będzie, jeśli przykleimy się do najbogatszych? Czy chcemy, jak mówią inni, pokazywać własną dumę, odwracać się, pokazywać wiecznie gest Kozakiewicza i kopać własną rzeczkę na flance wschodniej?
Czy może wreszcie jest czas, by zacząć decydować o tym, jak ten główny nurt ma wyglądać? Decyzje, te które nas dotyczą, zapadają wśród tych, którzy tworzą główny nurt.
Narzekamy na Fitfor55? Bardzo słusznie, ten plan wydaje się być dla nas zabójczy. Pytanie dlaczego nie umieliśmy wcześniej skutecznie pracować nad tym, by było to Fitfor70 albo 80? Praca w instytucjach unijnych zaczyna się dużo, dużo wcześniej zanim przychodzi do głosowań w Komisji i Parlamencie. Idee powstają w innych miejscach, misterna praca odbywa się na niższych szczeblach, w komisjach, w urzędach i na dziesiątkach małych i większych spotkań. Zdarzało mi się bywać w Brukseli i mam wrażenie, że w polskich delegacjach spotkałem najwyżej kilka osób, które rozumiały, jak ta machina pracuje i angażowały się poważnie w tę robotę.
Narzekamy, że o wszystkim decydują Niemcy i Francuzi, bo mają swoich ludzi w administracji. To prawda. Co z tego wynika? To źli ludzie są? Nie, oni wykorzystali swoją szansę. Myśmy tam nie umieścili swoich ludzi, bo było trudno, nie chcieli nas wpuszczać. To prawda. Ale też dlatego, że nie bardzo się staraliśmy i nie umieliśmy. No to czas najwyższy, by to wreszcie zmienić.
Dziś jesteśmy bardziej doświadczeni i zamożniejsi. Czas popracować nad tym, by mozolnie, krok po kroku wpychać naszych najlepszych ludzi do unijnej administracji na wszystkich szczeblach. Czas, by zacząć pracować z partnerami z różnych krajów, wychodzić z inicjatywami, prowadzić proaktywną politykę każdego dnia, na każdym poziomie. Wtedy za kilka, może kilkanaście lat będziemy w stanie zatrzymać niekorzystne dla nas rozwiązania i współtworzyć rozwiązania, które są dobre dla nas. Do tego trzeba jednak strategicznego myślenia, długofalowej gry, a nie traktowania Unii wyłącznie jako cytryny do szybkiego wyciskania. Z Unii trzeba wyciskać ile się da, ale nie warto grać o jeden owoc, tylko o cały sad cytryn. To jest w naszym zasięgu i to powinno być naszym celem na następne 19 lat w Unii. Do roboty.
Tekst Igora Janke (Układ zamknięty). I nie będę z nim polemizował…