Jak co roku uczestniczyłem w pielgrzymce stanowej mężczyzn i młodzieńców do Piekar Śląskich. To dla mnie ważna chwila, okazja do chwili modlitwy i przemyślen w trakcie pieszej wędrówki na kalwaryjskie wzgórze. Podczas Mszy sprawowanej u stóp Matki Miłości i Sprawiedliwości Społecznej (taki zaszczytny tytuł nosi Matka Boża Piekarska), homilę wygłosił abp Jan Romeo Pawłowski.
Reakcja zgromadzonych pielgrzymów, była dowodem na to, że treść homilii dotarła do nich i została przyjęta z apluzem. Niestety, kilku „polityków”, którzy oczywiście nie uczestniczyli w Eucharystii, na bazie ocen wystawionych przez niektóre media, skrytykowała słowa Jana Romeo.
Cóż, każdy ma do tego prawo. Ja zgadzam z większością pątników. A Wam pozostawiam do osobistej oceny. Niestety, nie znalazłem jeszcze całej homilii w necie, stąd też mogę zaprezentować tylko obszerne fragmenty.
W wieku 4 lat: Mój tata jest świetny.
W wieku 6 lat: Mój tata zna wszystkich i wszystko wie.
W wieku 10 lat: Mój tata jest dobry, ale porywczy.
W wieku 16 lat: Mój tata jest niedzisiejszy. Szczerze mówiąc, nic nie wie.
W wieku 18 lat: Mój tata jest marudny i nierozsądny.
W wieku 25 lat: Tata sprzeciwia się wszystkiemu. Nie wiem, kiedy zrozumie świat!
W wieku 50 lat: Mój tata był tak dalekowzroczny i zaplanował dla nas tak wiele rzeczy. Jest jedyny w swoim rodzaju i wyjątkowy.
W wieku 55 lat: Mój tata był świetny.
W wieku 60 lat: Ile bym dał, gdybym tak mógł o coś jeszcze zapytać tatę”.
Takie już jest niepisane prawo, że zwłaszcza w wieku dorastania i dojrzewania dzieci rodzą się jakieś nieporozumienia, konflikty, które przecież przemijają, gdy rodzice nabierają doświadczenia, a dzieci w międzyczasie dorośleją i zaczynają innym wzrokiem spoglądać na świat i potem na swoją własną rodzinę. Potrzeba więc czasu, cierpliwości, wyrozumiałości… Potrzeba miłości. I my musimy odkryć, że ta miłość jest.
Nie zawsze ojciec czy matka wiedzą, jak ją okazać, nie zawsze syn czy córka chcą zrozumieć tę troskę o nich, uważają ją za ingerencję, za zamach na wolność. Z czasem zrozumieją, że to też była miłość.
Czasem nam się chce wmówić, że dom to taki hotel, stołówka, kasa zapomogowo-pożyczkowa, ale tak nie jest, bo dom rodzinny to miejsce, gdzie spotykają się ludzie najbliżsi sobie na świecie, ludzie, którzy się prawdziwie kochają i w tej rodzinnej miłości są odblaskiem miłości Boga w Trójcy Świętej Jedynego.
Pamiętacie to opowiadanie ewangeliczne, gdy 12-letni Pan Jezus, taki właśnie dorastający synek Maryi i Józefa, zagubił się w Jerozolimie? Trzy dni i noce go szukali, aż wreszcie znaleźli, jak nauczał mądrych doktorów w świątyni. I Maryja, jak by zrobiła każda zatroskana mama, zapytała: Synu, czemuś nam to uczynił, oto ojciec Twój i ja z bólem serca szukaliśmy Ciebie? Odpowiedź Jezusa była taka właśnie trochę poddenerwowana, młodzieńcza: Czemuście mnie szukali, czy nie wiedzieliście, że powinienem być w sprawach mojego Ojca? Ale zaraz potem, dodaje Ewangelista, że Jezus poszedł, wrócił z nimi do Nazaretu, do domu i był im poddany: uznał, że chcą jego dobra, że właśnie tam w domu rodzinnym jest kochany, chciany, potrzebny.
I dlatego chcę wam, ojcom i synom, powiedzieć: budujcie relacje miłości rodzinnej. Wspomagajcie się wzajemnie, szanujcie, wybaczajcie, jak coś nie wyjdzie. Miłość rodzinna potrafi czynić cuda!
Jest taka świetna polska książka, którą wspomniał też papież Franciszek w swoim liście apostolskim o świętym Józefie: napisał ją polski autor Jan Dobraczyński. Mówi ona o świętym Józefie, który przecież nie był biologicznym ojcem Pana Jezusa. I dlatego autor nazwał go cieniem Ojca. I ja myślę, że każdy z was ojców ma być takim cieniem Ojca dla własnego syna, dla własnej córki, takim odblaskiem, wzorem Ojca niebieskiego. Ale także każdy z was młodych ma się tego bycia cieniem Boga Ojca uczyć. Bo lata lecą szybko. Jutro wy będziecie mieli własne rodziny i dzieci. Co więcej, powiem wam: miejcie odwagę mieć dzieci, miejcie odwagę mieć dużo dzieci – powiedział. Dodał, że gdy dzieci w rodzinie przybywa, miłości wcale nie trzeba dzielić pomiędzy członków rodziny, bo miłość się mnoży.
Gdy dokoła mówią językami, dźwięczy pośród nich jeden: nasz własny. Zagłębia się w myśli pokoleń i ziemię naszą opływa i staje się dachem domu, w którym jesteśmy razem”. – Nie wstydź się nigdy swojej rodziny. Choćby nie była idealna, ty bądź dumny, że ją masz, że w niej jesteś kochany i uczysz się kochać. Nie wstydź się nigdy swego ojca i matki, choćby byli słabi, niezaradni, biedni, prości. Nie wstydź się swoich korzeni, bo bez nich ty nie masz sensu, nie byłoby Ciebie. Nie wstydź się tej ziemi, tego Narodu, tego języka, tej naszej biało-czerwonej, nie wstydź się, że jesteś Polakiem, że tu masz swoje korzenie i sens życia. Bądź dumnym patriotą, czyli człowiekiem, który miłuje ten kraj i tych ludzi.
Wstydź się tych, którzy tę ziemię, ten kraj zdradzają, sprzedają za judaszowe srebrniki, którzy w imię ideologii, poprawności klubów politycznych chcą ten kraj, tych ludzi karać, obgadują ich, wyśmiewają, tych się wstydź. Nie wolno ci nimi gardzić, ale możesz się ich i za nich wstydzić. Niechaj nam w tych dniach wzorem będą ci odważni Ukraińcy, którzy walczą, bronią, biją się i giną, aby obronić ojczyznę, ojcowiznę, honor i człowieczeństwo.
Nie może nas nie boleć, jak czasem jakiś polityk zamiast przedstawić konkretny program swojego działania jątrzy, szkaluje, woła, że trzeba Polskę karać, że trzeba wprowadzić rozdział Kościoła od państwa, zepchnąć wiarę do zakrystii, wyciąć Boga z Przysięgi harcerskiej… Uważaj panie polityku, bo jak zaczniesz wiarę i Kościół katolicki, który tworzą ludzie, katolicy tej ziemi, oddzielać od państwa, od społeczeństwa, to możesz sobie na głowę ściągnąć brak pokoju, nieszczęście jakieś. Już tacy byli, nawet nie tak dawno, co chcieli polski naród od wiary, od Kościoła oderwać połamanym krzyżem albo sierpem i młotem… Już ich nie ma, nawet historia się ich wstydzi.
https://katowice.gosc.pl/doc/7583446.Abp-Pawlowski-do-mezczyzn-w-Piekarach-badz-cieniem-Ojca