We współczesnym świecie polityki cały tzw. przekaz publiczny jest w zasadzie zmasowaną propagandą. Nie można zrozumieć tego świata obserwując tylko to, co rządzący establishment zechce odbiorcom przekazać. Obserwatorzy świata polityki żyją więc w pewnego rodzaju „matrixie”, w świecie propagowanej iluzji. Poważna refleksja nad współczesnym światem polityki wymaga więc nie tylko odrzucenia tego propagandowego fałszu. Wymaga odcięcia się od propagandowych zafałszowań, by
móc skupić się na prawdziwych mechanizmach konstytuujących życie polityczne.
Jest to trudne o tyle, że świat iluzji politycznych opisany jest rozlicznymi „prawami” i regułami, natomiast świat prawdy politycznej nie jest ujęty w żadne formy skodyfikowanych norm i zasad. Nie znaczy to jednak, że te normy i zasady nie istnieją. One istnieją jako „prawo natury”. Trzeba je odkryć, zrozumieć i umieć wykorzystywać. One istnieją, jak istnieje w fizyce prawo grawitacji – istnieje i działa bez względu na to czy je znamy i rozumiemy czy też nie. Starając się odkryć i zrozumieć generalne
zasady rządzące życiem politycznym zawsze natrafiamy na pytania o związek religii i polityki. Ateiści, lansujący koncepcję „państwa areligijnego” stawiają w miejsce religii jakąś własną ideologię. Państwo, w ich wizji, jest strażnikiem „religii bez Boga”. Jeżeli więc instytucja państwa obejmuje wszystkie aspekty ludzkiego życia i takoż samo wszystkie aspekty ludzkiego życia obejmuje religia – dla zrozumienia współczesnego świata polityki niezbędne jest przeanalizowanie relacji między religią i polityką. Ku takim analizom skłania się liczne grono politologów i teologów. Zdecydowanie warto zapoznać się z tymi analizami. Obserwując współczesnych uczestników życia politycznego odnosimy nieodparte wrażenie, że wszystkie zjawiska i konflikty polityczne mają charakter „wojny gangów”. U źródeł wszystkich politycznych konfliktów widzimy na ogół wszelkiego rodzaju korzyści: materialne, prestiżowe…
Fakt ten jest niezwykle znamienny. Można bowiem sądzić, że cały obszar władzy zdominowany został przez ludzi wiedzionych li tylko partykularnym interesem własnym. W odniesieniu do monarchii absolutnych taki stan rzeczy można uznać za naturalny; wszak państwo jest tu „ciałem monarchy”. Podmiotowość (suwerenność) polityczna zamyka się w osobie monarchy. Złe traktowanie przez monarchę „własnego ciała” jest jego niekwestionowanym prawem naturalnym i mocą takiego właśnie prawa – prawa naturalnego – monarcha jest za swe błędy karany; jego błędy prowadzą do osłabienia, a czasem do śmierci jego państwa. Takie jest po prostu, w polityce, prawo natury.
Współczesne państwa jednak nie odwołują się do absolutyzmu, jako porządku naturalnego, uzasadnionego moralnie i logicznie. Administrujący współczesnymi państwami establishment stara się zdobyć przychylność i uznanie ze strony ludzi poddanych ich władzy odwołując się już to do interesów tych ludzi poddanych, już to do jakiegoś kodeksu etycznego, a czasem po prostu do „woli większości” zastępującej absolutyzm w klasycznych monarchiach. Stan taki wynika z czystego pragmatyzmu. Wiedząc, że cała polityka jest w istocie „antynarodowa” – nastawiona na maksymalną eksploatację „zasobów żywych i martwych” – główni aktorzy współczesnego teatru politycznego starają się oddalić ryzyko buntu poddanych, a więc uzyskać jak największe przyzwolenie społeczne na działania władz. Odrzućmy ten propagandowy „bajer” i popatrzmy na realne skutki działania państwowych władz i ich najgłębsze – teologiczne lub ideologiczne – uzasadnienie.
Czy odrzucając Boga można mieć nadzieję na odrzucenie nieludzkiego, okupacyjnego systemu polityczno-gospodarczego współczesnych państw? Czy odrzucając Boga można mieć nadzieję na wykreowanie elity politycznej, która będzie się kierowała nie partykularnym interesem własnym, ale dobrem poddanych?
Rozważania są trudne, ale… czy myślenie ma być łatwe?
Odrzucając to trudne myślenie sami siebie sprowadzamy do roli zwierząt.
Ad augusta per angusta.
Myślenie nic nie kosztuje, a bezmyślność kosztuje wiele. Bardzo wiele!