Słowa „demokracja” i „praworządność” przez wiele miesięcy nie schodziły z ust polityków Koalicji Obywatelskiej, Trzeciej Drogi oraz Nowej Lewicy. Składająca się z tych ugrupowań opozycja nie była przedstawiana inaczej niż jako „demokratyczna”. Było to lansowane tak nachalnie, że rodziło skojarzenia z „blokiem stronnictw demokratycznych” (Polska Partia Robotnicza, Polska Partia Socjalistyczna, Stronnictwo Ludowe, Stronnictwo Demokratyczne), który „wygrał” wybory 19 stycznia 1947 r. A jaka jest powyborcza rzeczywistość?
W latach 2019-23 (czyli w czasach „autorytarnego państwa PiS”) prezydium Sejmu liczyło 6 osób: 3 z partii rządzącej i 3 z opozycji. W obecnej kadencji prezydium Sejmu liczy 7 osób, dla opozycji (nie wiem jak to z tą Konfederacją) przewidziano 1/2 miejsca, przy czym miejsce dla PiS będzie obsadzone tylko wtedy, jeżeli kandydatura spodoba się Tuskowi.
Szefowie Komisji Sejmowych i liczba posłów:
Koalicja Obywatelska (157) – 11 przewodniczących
Trzecia Droga (65) – 7
Lewica (26) – 2
Prawo i Sprawiedliwość (194) – 2
Konfederacja (18) – 1
W kadencji 2019-23 na 29 komisji sejmowych opozycja mogła obsadzić stanowisko przewodniczącego (zależności od okresu) od 10 do 14 komisji. W obecnej kadencji dla opozycji przewidziano stanowiska przewodniczącego w… 5 lub 6 komisjach (zależy och humoru władzy i od liczenia, kto jest opozycją).
Wersja „cancel culture”, czyli kultury unieważnienia w wydaniu Donalda Tuska, zapowiada się na znacznie większy i głębszy zamordyzm niż na Zachodzie, bo ma dotyczyć nie tylko kultury, lecz całego państwa.