Nie pierwszy raz mam problem z moją Alma Mater. Przed laty wstyd mi było, że Uniwersytet Śląski był najbardziej czerwoną uczelnią (czytaj komunistyczną), a już szczególnie Wydział Nauk Społecznych. Na szczęście studia rozpocząłem w roku 1981, więc wiatr Solidarności i NZS zrobiły swoje. Chyba jednak czerwoni nie poddali się i po latach odzyskali wpływy na uczelni. Inaczej nie mogłoby dojść do haniebnego ukrania prof. Ewy Budzyńskiej, przez Komisję Dyscyplinarną tejże uczelni. A za co?
Chodziło m.in. o nazywanie człowieka w prenatalnej fazie rozwoju dzieckiem. Krytyka dotyczyła także zaprezentowania badań wskazujących na negatywny wpływ posyłania dzieci do żłobków na ich rozwój, a przede wszystkim samego zreferowania przez wykładowcę definicji rodziny jako podstawowej i naturalnej komórki społeczeństwa opartej o związek kobiety i mężczyzny. Nie do przyjęcia okazało się także zaprezentowanie publikowanych w prasie naukowej wyników badań na temat skutków wychowywania dzieci przez osoby pozostające w relacjach homoseksualnych. Skarga dotyczyła także krytycznych wypowiedzi na temat eutanazji i rzekomego antysemityzmu prof. Budzyńskiej.
Poskarżyli się studenci drugiego roku socjologii, którzy brali udział w fakultatywnych zajęciach o nazwie socjologia problemów społecznych międzypokoleniowych więzi w rodzinach światowych. Punktem zapalnym okazał się wykład wygłoszony przez Panią Profesor 17 grudnia 2018 r. Grupa liczyła 21 osób, pod listem protestacyjnym podpisało się 12 studentów. Przesłuchano czworo, ale wyjaśnienia będące podstawą oskarżenia złożyły tylko dwie osoby, pozostałe je potwierdziły.
Rzecznik dyscyplinarny Uniwersytetu Śląskiego prof. Wojciech Popiołek odrzucił część powyższej skargi, w tym zarzuty nienaukowości i antysemityzmu. Skierował jednak sprawę do uczelnianej komisji dyscyplinarnej. Zarzucił prof. Budzyńskiej, że formułowała wypowiedzi w oparciu o własny, narzucany studentom, światopogląd, o charakterze wartościującym, stanowiące przejaw braku tolerancji wobec grup społecznych i ludzi o odmiennym światopoglądzie, nacechowane wobec nich co najmniej niechęcią, w szczególności wypowiedzi homofobiczne, wyrażające dyskryminację wyznaniową, krytyczne wobec wyborów życiowych kobiet dotyczących m.in. przerywania ciąży.
Warto zauważyć, że Komisja Dyscyplinarna i Rzecznik Dyscyplinarny jednoznacznie dążyli do ukarania prof. Budzyńskiej decydując się na przeprowadzenie ostatniej rozprawy w warunkach najwyższego poziomu zagrożenia epidemiologicznego zgodnie z wewnętrznym zarządzeniem Rektora UŚ, mimo że wszystkie inne wydarzenia na UŚ zostały odwołane. Uczelnia natomiast pracuje w formie zdalnej z wyłączeniem tylko jednostek koniecznych do zachowania ciągłości funkcjonowania.
Obrońcy prof. Budzyńskiej uważają, że postępowanie dotknięte było poważnymi wadami: Zostało wszczęte, pomimo oczywistych błędów oraz braków w postępowaniu wyjaśniającym prowadzonym przez Rzecznika Dyscyplinarnego. Prof. Wojciech Popiołek przesłuchał bowiem tylko niektórych studentów spośród tych, którzy złożyli skargę. Dochodziło nawet do takich sytuacji, jak okazywanie świadkowi protokołu z zeznaniami poprzednika oraz wydawanie świadkom protokołów z ich zeznaniami, aby na tej podstawie wyprowadzić wniosek o prawdziwości ich zeznań. Pomimo niewielkiego zakresu czynności przeprowadzonych w toku postępowania wyjaśniającego, został przekroczony sześciomiesięczny termin, w którym Rzecznik powinien je zakończyć. Prof. Popiołek formalnie nie przedstawił też zarzutów prof. Budzyńskiej.
Zauważyli też, że w trakcie postępowania dyscyplinarnego doszło też do niejasnej zmiany całego składu Komisji, w tym wykluczenia członka NSZZ Solidarność. Komisja Dyscyplinarna oddaliła wszystkie przedstawione przez obrońców prof. Ewy Budzyńskiej wnioski dowodowe. Oznacza to, że dopuszczono wyłącznie wnioski dowodowe złożone przez oskarżyciela dyscyplinarnego, którym w dalszym ciągu jest prof. Wojciech Popiołek.
Wstyd mi, że Uniwersytet Śląski włączył się w nurt karania naukowców, którzy nie podzielają lewicowej ideologii. Jest to zamach na konstytucyjną wolność akademicką.
Zgadzam się dr Bartoszem Lewandowskim, że Podstawowym celem, jakim nauczyciel akademicki powinien bowiem kierować się w swojej pracy naukowej jest poszukiwanie prawdy z uwzględnieniem przy prowadzeniu wszelkich badań naukowych i publikowanie ich wyników zasady rzetelności naukowej. Nie można dopuścić, aby naukowiec kierując się strachem przed zaprzepaszczeniem całej kariery naukowej okupionej ciężką pracą nad tworzeniem swojego dorobku naukowego był podatny na ideologiczne naciski mające na celu ocenzurowania jego wyników badań czy też ingerencji w ich treść.