Ukraina, nasz do niedawna nieco zapomniany sąsiad, od ponad roku weszła w polskie życie z wielką energią. Nie było tak od dawna. Wydawało się, że nasze wspólne dzieje należą już do historii, chociaż nie zawsze załatwionej i zamkniętej. Ukraińcy i Ukrainki przyjeżdżają do pracy – i to wszystko. I oto okazało się, że walcząca z Rosją Ukraina jest dla Polski wyzwaniem, ale może i szansą na przyszłość. Bez wątpienia stała się nowym czynnikiem na mapie Europy – niekoniecznie tylko w regionie. Dobrze by było więc lepiej ją poznać – pisze Jan ŚLIWA w wszystkoconajważniejsze.pl
Dojście do obiektywnego obrazu Ukrainy nie jest łatwe. Nie jest to jednoznaczny, wspólny dla wszystkich obraz. Raczej można wyobrazić sobie przyciemnioną scenę, gdzie krząta się wielu aktorów, a na całość skierowane jest dziesięć reflektorów, oświetlających równolegle toczące się wątki. Każdy z widzów widzi to, co chce, a często to, co zostaje mu akurat podane.
Ponieważ żyje (lub żyło) tam wiele narodów, a do tego wiele narodów i grup interesów mieszało się z zewnątrz, każdy prezentuje swoją narrację. Oczywiście w głębi istnieje jedna prawda obiektywna, dostępne są jednak tylko narracje, silnie zabarwione emocjonalnie. Również w przypadku prac naukowych osoba autora nie jest bez znaczenia. Konkretnie: inna będzie opowieść ukraińska, inna polska, jeszcze inna rosyjska czy niemiecka lub austriacka, a na pewno inna będzie żydowska.
Ukraińcy opowiedzą o tradycji Rusi Kijowskiej i narodowym odrodzeniu w XIX w. Polacy – o podtrzymywaniu polskości, misji cywilizacyjnej na wschodzie i powstaniach. Dla Rosjan Ukraina to Małorosja, prowincja imperium, część rosyjskiego narodu, mówiąca dialektem, o pewnych regionalnych tradycjach. Austriacy będą wspominać Galicję i szukać w kawiarniach i teatrach Lwowa (Lembergu) małego Wiednia. Historyk religii zaakcentuje konflikt między katolicyzmem, Kościołem greckokatolickim (unickim) oraz prawosławnymi metropoliami – kijowską i moskiewską, a wszystko z podtekstem narodowym i państwowym. Z kolei dla Żydów najważniejsza jest ich tradycja i kultura, chasydzi i sztetle, a zwłaszcza prześladowania i zagłada.
Który lud jest narodem, który naród zasługuje na własne państwo? Yoram Hazony w Pochwale państwa narodowego wskazuje, że nie każda grupa ludzi ma do tego podstawy. Przede wszystkim musi ich łączyć silne poczucie wspólnoty i wzajemnej lojalności, potrzebują też zamieszkiwać w miarę spójne terytorium i móc zapewnić sobie podstawy ekonomiczne dla funkcjonowania. W praktyce nie jest to oczywiste. Nie chcąc wywołać skandalu dyplomatycznego, powiedziałbym, że Polska, Gruzja, Węgry i Rumunia – tak, Abchazja i Śląsk – nie, Katalonia i Tatarstan – wątpliwe. Czechy i Słowacja, wiele państw bałkańskich – do ustalenia. Ale gdzie jest uczciwa granica między Węgrami a Rumunią? No właśnie. W końcu: Ukraina – tak, ale niezależny Donbas – nie. A co z Krymem, podarowanym Ukrainie w 1954 r.? Stoimy na gruncie nienaruszalności granic, ale po jakim czasie stają się „zasiedziałe”? Bo Rosja może latami podtrzymać egzystencję niepodległego (?) Donbasu.
Gorąco polecam cały tekst! https://wszystkoconajwazniejsze.pl/jan-sliwa-historia-ukrainy/