Muszę przyznać, że moją nadzwyczajną ciekawość wzbudziła karczemna draka, jaka właśnie wybuchła wokół najsławniejszych amerykańskich uniwersytetów. Oto w ostatnią sobotę 9 grudnia, w rezultacie krótkiej, ale wyjątkowo agresywnej nagonki, zmuszono do nagłej dymisji władze Uniwersytetu Pensylwanii: zarówno tamtejszą panią rektor Liz Magill, jak i szefa uniwersyteckiej rady powierniczej, odpowiedzialnego za finanse.
Z rosnącym zaciekawieniem czekam teraz na wieści z Harvardu oraz MIT, albowiem sfeminizowane władze tych sławnych bostońskich uniwersytetów oskarżone są o te same zbrodnie, jakie popełniły władze Penn. A nieszczęściem jakie spotkało wszystkie trzy panie rektor stało się ich przesłuchanie na Kapitolu przez komisję ds. edukacji amerykańskiego Kongresu, we wtorek 5 grudnia.
Była pani rektor Magill – to w końcu nie byle kto w amerykańskim świecie akademickim; to czołowa postępowa profesor prawa, wcześniej wieloletni dziekan Law School na Uniwersytecie Stanforda, gdzie zasłynęła reformą polegającą na wymianie 1/3 kadry naukowej. A z kolei na portalu Penn zachwalana jest jako rektor, który „przeprojektował całe życie studenckie, kładąc nacisk na różnorodność oraz inkluzyjność”. Słowem – pani Magill, podobnie zresztą jak jej atakowane teraz koleżanki – rektor Harvardu Claudine Gay oraz MIT – Sally Kornbluth, to są reprezentantki supernowoczesnej idei uniwersytetu, którego główną społeczną funkcją ma się stać postępowe pranie mózgów, górujące nad staromodną wiedzą i nauką. Pani profesor Gay jest specjalistką od nadzwyczaj modnych teraz w Ameryce studiów nad „tożsamością afroamerykańską”, zaś pani profesor Kornbluth, biolog, słynie ze skutecznej operacji kadrowej, jaką przeprowadziła jako rektor Uniwersytetu Duke, gdzie po ideologicznej kampanii udało się jej zastąpić we władzach dziekańskich na niemal wszystkich wydziałach białych mężczyzn – kobietami różnych ras.
Tymczasem posłowie do Kongresu chcieli przedyskutować z szefostwem czołowych uniwersytetów kwestię masowych propalestyńskich wystąpień studentów i nauczycieli akademickich, podczas których padają agresywne hasła przeciw Żydom oraz nawoływania do utworzenia Palestyny „from the river to the sea”, co w Izraelu interpretuje się jako tylko lekko zawoalowane wezwanie do powtórki z Holocaustu. Kulminacyjnym punktem owych przesłuchań okazało się jedno pytanie, jakie kolejno każdej z trzech pań rektor postawiła konserwatywna posłanka z Nowego Jorku i stronniczka Trumpa, 39-letnia Elise Stefanik. Brzmiało ono tak: „Czy nawoływanie do ludobójstwa jest w sprzeczności z zasadami twojego uniwersytetu, dotyczącymi zastraszania i molestowania? Tak, czy nie?” Kornbluth odpowiedziała, że gdy idzie o MIT, to „nie słyszała takich wezwań na uniwersyteckim kampusie”. Magill odrzekła, że w świetle zasad Penn, taka sprzeczność zachodzi dopiero wtedy, „gdy słowa zamieniają się w zachowania i wtedy można to uznać za nękanie”. Zaś Gay zaczęła tłumaczyć, że cała rzecz „zależy od kontekstu”, albowiem „jesteśmy zobowiązani do respektowania swobody wyrażania poglądów, nawet niewłaściwych…”. Ale tu pani poseł Stefanik „zakrzyczała ją” (jak relacjonują gazety), konkludując, iż: „wszystkie musicie się podać do dymisji”.
I tak postępowe panie rektor trzech sławnych uczelni z „Bluszczowej Ligi” (czyli dziesiątki najlepszych uniwersytetów świata) stały się z dnia na dzień napiętnowanymi antysemitkami. Potępili je lewicowi gubernatorzy stanów, w których leżą ich uczelnie, postępowe organizacje zwalczające rasizm i antysemityzm, a nawet w ostrych słowach Biały Dom. Ale co jeszcze bardziej dotkliwe, szereg wielkich donatorów, często związanych z żydowskim światem finansów, zadeklarowało natychmiastowe zakończenie wpłat na rzecz uniwersytetów. A przecież cała „Bluszczowa Liga” – to uczelnie prywatne, działające dzięki potężnym donacjom. Można łatwo sobie wyobrazić, jakim szokiem musiała być dla postępowych pań rektor, zdobywających dotąd władzę, uznanie i popularność na wspieraniu radykalnych ruchów przeciw trumpizmowi, rasizmowi, faszyzmowi, homofobii i mizoginii, całkiem nowa sytuacja, w której nagle same wystąpiły w roli antysemickiego ciemnogrodu, napiętnowanego przez wszystkich, łącznie z oburzonym amerykańskim prezydentem. A one przecież nie czyniły i tym razem niczego innego, niźli dotychczas. Tak jak zawsze, stały po stronie swoich studentów i nauczycieli akademickich piętnujących rasizm, który tym razem ma twarz izraelskiego syjonizmu, walcząc w obronie uciemiężonych mniejszości – tym razem kolorowych Palestyńczyków. Dlaczego zatem dotąd walka z rasizmem dawała im władzę i sukcesy, a teraz ta sama walka przynosi osobistą katastrofę?
Polecam dokończyć tekst Jana Marii Rokity https://teologiapolityczna.pl/jan-rokita-syjonisci-czyli-sprzymierzency-uniwersytetu