Na oczach tysięcy sympatyków w Capital One Arena w Waszyngtonie Donald Trump już podpisał między innymi dekrety wykonawcze o:
– wycofaniu się USA ze Światowej Organizacji Zdrowia i cofnięciu finansowania dla WHO,
– wycofaniu się USA z Paryskiego Porozumienia Klimatycznego (fundamentu „Zielonego Ładu”). Podpisał też formalne zawiadomienie do ONZ o wycofaniu się USA z Paryskiego Porozumienia Klimatycznego,
– przywróceniu wolności słowa i zapobieganiu rządowej cenzurze wolności słowa,
– uchyleniu 78 dekretów i rozporządzeń administracji Bidena,
– zamrożeniu postępowania we wszelkich nowych regulacjach prawnych do czasu przejęcia pełnej kontroli administracji przez nową ekipę,
– zamrożeniu zatrudniania w administracji federalnej, z wyjątkami dla wojska i innych określonych kategorii.
– obowiązku pracowników federalnych do natychmiastowego powrotu do pracy w pełnym wymiarze godzin w miejscu pracy (kasacja pracy zdalnej dla urzędników),
– nakazie dla wszystkich departamentów i agencji federalnych zajęcia się walką z kryzysem kosztów utrzymania.
To dopiero początek.
Tak więc Donald Trump zaczął swoją prezydenturę z „grubej rury”. Oprócz wyżej wymienionych dekretów postanowił ułaskawić znaną w USA działaczkę pro-life, mecenas Bevelyn Williams, która za czasów administracji Bidena została skazana przez sąd federalny na 3 lata więzienia za walkę o życie nienarodzonych dzieci.
Zauważyliście Państwo? Trump nie prosi o sto dni ani o czterysta. Ostro do przodu od razu. Normalne. Przecież szykowali się do rządzenia. Skoro zapowiadali wielkie rzeczy w kampanii, to mieli przynajmniej wstępne pomysły, a po zwycięstwie je wyszlifowali. Wiadomo, może się im nie udać. Im program bardziej śmiały i radykalny (zakresem, formą, niekoniecznie treścią, bo zwykle chodzi po prostu o przywrócenie normalności), tym większe ryzyko, że coś się nie uda. Ale nie jest to gra na alibi.
To samo Miley w Argentynie, zapowiadał zmiany, przygotował je przed objęciem władzy i wjechał na pełnej. U nas lenie z każdej opozycji, tylko paplają i obiecują…