Głosy mówiące o tym, że rząd majstruje przy atomie słychać od dawna. A to v-ce minister środowiska z partii Zielonych mówi, że warto zrobić audyt wybranej już przecież technologii, a to minister spraw zagranicznych sugeruje że francuska technologia jest wciąż w grze (choć poprzedni rząd wybrał amerykańską), a to premier powie, że o ile nie generuje to kosztów można rozważyć inną lokalizację. Wczoraj nastąpiła kulminacja.
Podczas spotkania z mieszkańcami Chojnic Beata Rutkiewicz, Wojewoda Pomorska stwierdziła, że chce by zmieniona została lokalizacja pierwszej elektrowni by z Lubiatowa-Kopalina w gminie Choczewo została ona przeniesiona do Żarnowca w gminie Krokowa. Odpowiednie dokumenty zostały już złożone w kancelarii premiera.
Jeżeli rząd do tej prośby się przychyli, oznacza to zatrzymanie programu jądrowego na kolejnych przynajmniej kilka lat. Lokalizacja w gminie Choczewo ma wszystkie niezbędne pozwolenia, które są oparte o wieloletnie badania zarówno sejsmiczne jak i hydrologiczne, meteorologiczne i środowiskowe. Więcej, w gminie Choczewo są już prowadzone pierwsze prace przygotowawcze. To miejsce zostało wybrane nieprzypadkowo, tylko dlatego, że spełnia wszystkie warunki. Miejsce zostało gruntownie zbadane (co nie było tanie) i uzyskuje kolejne pozwolenia na taką inwestycję. Na dzisiaj wybrana już jakiś czas temu lokalizacja ma wszystkie wymagane zgody. Ma zakończone konsultacje transgraniczne, decyzje zasadniczą, decyzje lokalizacyjną, decyzję środowiskową. Od około miesiąca ta lokalizacja ma decyzję przyłączeniową od Polskich Sieci Elektroenergetycznych.
Wojewoda Pomorska powiedziała, że „decyzja środowiskowa dla lokalizacji w Lubiatowie została wydana ale cały czas rozważamy czy słusznie. Są też różne głosy na temat wybranej technologii. Najbliższe miesiące będą decydujące”. Gdy relacja ze spotkania w Chojnicach pojawiła się w internetowych serwisach Urząd Wojewódzki opublikował oświadczenie, w którym zapewnia, że nieprawdą jest, że zmieniono lokalizację. Tyle tylko, że nikt nie twierdził, że decyzja została zmieniona. Oświadczenie zawiera także fragment w którym jasno stwierdzono, że zasadne jest ponowne przyjrzenie się i przeanalizowanie wydanych pozwoleń.
Zmiana lokalizacji planowanej elektrowni jądrowej, w praktyce oznacza to wstrzymanie projektu jądrowego w Polsce na kolejnych kilka lat. Do opóźnień już istniejących (sięgających kilku lat) trzeba dodać przynajmniej kilka kolejnych. To równocześnie strata wielu milionów złotych, które już zostały wydane na przeprowadzenie odpowiednich badań. W nowej – proponowanej – lokalizacji oddalonej od tej pierwszej o zaledwie 15 kilometrów wszystko będzie trzeba zaczynać od początku. Dużym problemem zarówno wizerunkowym jak i finansowym będzie zerwanie i/lub zmiana już podpisanych umów. Nie do pominięcia jest tutaj wątek geopolityczny. Mamy wieloletnie umowy na dostawę technologii od Amerykanów. I rzecz chyba najważniejsza. Bez reaktorów jądrowych nie będziemy w stanie przeprowadzić transformacji energetycznej. Polska już dawno powinna mieć reaktory jądrowe. Gdyby je miała dyskusja ale także obciążenia finansowe i społeczne wynikające z transformacji energetycznej wyglądałyby zupełnie inaczej. Bez reaktorów nie jesteśmy w stanie wybudować gospodarki zasilanej tanią energią. A czasu już nawet dzisiaj jest za mało. Za około 10 lat trzeba będzie zamknąć Bełchatów, który dzisiaj dostarcza nam 20 proc. krajowego prądu. Skąd weźmiemy brakujące moce? Czy ktoś o tym w ogóle myśli „projektując kolejne, kilkuletnie, opóźnienia tego krytycznie ważnego projektu”?
dr Tomasz Rożek