Gratulacje @tomaawroblewski – najlepsza jak dotąd, najgłębsza, najbardziej przemyślana, do tego w punkt ocena sytuacji wokół filmu Zielona Granica…
Entuzjaści filmu Zielona Granica zarzucają swoim antagonistom, że wypowiadają się bez obejrzenia filmu. Co do zasady mają rację. Rzecz w tym, że odbiór społeczny filmu przerósł sam film. Reakcje nie dotyczą doznań artystycznych ale sporu o paradygmat. Czy w swoich działaniach jako kraj mamy się kierować interesem narodowej tożsamości, czy kosmopolityczną wielkodusznością i liberalnym permisywizmem. Film oczywiście zaspokaja oczekiwania tej drugiej strony ale rozpala niepokój pierwszej . Tej, która nie musi oglądać filmu, żeby czuć się zagrożona. Obawiać się, że za nagrodami i oklaskami dla Holland pójdą zmiany systemowe uderzające w ich najgłębsze przekonania i troski. Holland swoim filmem dokonała rzeczy naprawdę trudnej. Tuż przed wyborami, udało jej się sprowadzić bezładną i bezideową jatkę polityczną do sporu o ten jeden paradygmat. Wybór między tożsamością narodową a internacjonalnym idealizmem. Uporządkowała pole walki w sposób daleko niekorzystny dla jej własnego obozu politycznego. Przegrane wybory, wbrew pozorom mogą być na rękę wąskiej grupie twórców, najlepiej odnajdujących się w roli martyrów i doskonale sprzedających w świecie swoją moralną wyższością nad narodową przyziemnością.